Toskania niemal bez turystów, nawet w szczycie sezonu. Czy to w ogóle jest możliwe? Val di Merse to taki zakątek, do którego nie dociera masowa turystyka. Tutejsze miasteczka nie mają sklepów z pamiątkami, ceny są normalne, podobnie jak codzienne życie. Nie ma tutaj prawie wcale pocztówkowych widoków, są lasy, rzeka i stara, kamienna zabudowa. Cóż można robić w takim miejscu? Łowić ryby, zbierać grzyby, jeździć konno, quadem, wybrać się na spływ kajakowy, wykąpać w rzece, nauczyć lepić regionalny specjał pici i po prostu odpocząć. Dobrej kuchni – jak w całej Toskanii – na szczęście w Val di Merse nie brakuje, podobnie jak wina i oliwy. A jeśli kiedykolwiek zastanawialiście się, jak wygląda „emerytura” koni ścigających się w Palio, to tutaj znajdziecie odpowiedź. Zapraszam!
Val di Merse to wyjątkowe miejsce, choć chyba tej wyjątkowości nie jestem wstanie pokazać na zdjęciach. To trzeba poczuć. To taka Toskania, z której nie chce się wyjeżdżać, która nie kusi, by biegać z miejsca na miejsce szpikując swój program dnia kolejnymi atrakcjami z rozkładówek przewodników. Tutaj nic nie muszę, nie czeka na mnie kolejny zabytek must see. Po prostu, gdy chcę spaceruję, czytam książkę, gotuję, obcuję z przyrodą. To idealne miejsce dla szukających resetu i spokojnego urlopu.
Dlaczego tak mało turystów przyjeżdża do Val di Merse?
Cały czas szukam odpowiedzi na to pytanie. Może dlatego, że Toskania jest niezwykle bogata w najróżniejsze atrakcje i praktycznie na każdym kroku można coś pięknego zobaczyć? Być może jest tutaj za daleko? A może zwyczajnie promocja do tej pory była kiepska? Prawdą jest, że planując podróż do Toskanii trzeba wybrać, bo nawet w miesiąc człowiek nie jest wstanie zobaczyć wszystkiego, co oferuje ten region. Wtedy większość osób stawia na oczywiste piękno z okładek folderów i przewodników: panoramy Val d’Orcia i perłę doliny, czyli Pienzę, stolicę Toskanii Florencję czy absolutnie zachwycającą, choć zatłoczoną Sienę . Czy to źle? Oczywiście, że nie. Dlatego w mojej opinii Val di Merse to Toskania dla tych, którzy zwiedzili już większość popularnych miejsc i szukają czegoś nowego, spokojnego, z daleka od turystycznego zgiełku.
Toskania dwóch prędkości
Tak, dobrze domyślają się ci, którzy dostrzegają w tym nagłówku parafrazę brukselskich dygnitarzy. Politykę zostawmy daleko na boku, ale to określenie idealnie pasuje do Toskanii. Weźmy na przykład Pienzę. Już pięć lat temu właściciel jednej z agroturystyk, w której się zatrzymaliśmy, złościł się na władze gminy Pienza za wprowadzenie podatku miejskiego doliczanego każdemu gościowi za noc. Opowiadał on nam wówczas, że to zupełnie niezrozumiałe, bo Pienza to bardzo bogata gmina, pełna turystów oraz firm produkujących wino i oliwę, a dodatkowe pieniądze nie są jej potrzebne. Z drugiej strony, zaledwie kilkadziesiąt kilometrów na południowy-zachód jest inaczej. Jedziemy i widzimy wahadło drogowe. Niemal połowa szerokości jezdni spłynęła w dół zbocza. Droga obsunęła się już sześć lat temu – tłumaczy Gianna, właścicielka agroturystyki Podere di Santa Maria, na której zaproszenie tam przybyliśmy – od tej pory ruch odbywa się wahadłowo. Ale dlaczego nie naprawią drogi? – pytam. Nie ma pieniędzy. Jak to nie ma pieniędzy? W Toskanii? Tak, te biedne gminy borykają się niekiedy z dużymi problemami finansowymi. Nie ma tutaj turystów, więc nie ma pieniędzy. Firm i obiektów turystycznych jest niewiele, bo mało kto wierzy w sukces na tak mało popularnym obszarze. I koło się zamyka.
Podere di Santa Maria – prawdziwa agroturystyka w Val di Merse
Po raz pierwszy do Val di Merse zawitaliśmy w końcówce kwietnia 2013 roku, raptem na pół dnia, zobaczyć Opactwo San Galgano i zażyć kąpieli w gorących źródłach Bagni di Petriolo. Wtedy zauważyłam, że nie ma tutaj tłumów, choć jest ładnie. Ładnie, ale nie tak niesamowicie, jak w San Gimignano, w pobliżu którego wówczas mieliśmy bazę. Za to można przez przypadek trafić na prawdzie perełki, których nie dostrzegą zaliczający, ale zauważą i docenią koneserzy. By dostrzec trzeba dać sobie czas. My tak zrobiliśmy we wrześniu 2017 roku, przyjeżdżając tym razem z Volterry. Zajrzyjcie do poniższych postów, by przeczytać o jednym z najwspanialszych doświadczeń moich podróży po Toskanii. Zdradzę Wam też sekret. W przyszłym roku wracamy do Podere di Santa Maria, by wraz z Gianną dalej odkrywać Val di Merse.
Wakacje na wsi. Podere di Santa Maria – prawdziwa agroturystyka w Toskanii
Lekcje gotowania w Toskanii. Jak zrobić pici i sos pomidorowy?
Konno po lasach Toskanii. Historia Mosquito, który ścigał się w Palio
To zdecydowanie był dzień pełen wrażeń. Gianna umówiła nas na konną wycieczkę ze swoim kolegą Simone. Gdzieś umknął szczegół, że tak właściwie to my konno jeździć nie potrafimy. Wspominałam o tym przed przyjazdem, ale jak to we Włoszech bywa – szczegółami zawracać sobie głowy nie warto. Przecież można się nauczyć, prawda? A wiec przyjeżdżamy do Simone, wychodzi na jaw ta drobna nieścisłość, Gianna się tylko uśmiecha, a Simone obmyśla, co zrobić. Nieśmiało wspominam, że na Sycylii jeździłam na ośle, a on na to: mamma mia, to już coś! Damy radę. W końcu mówi: „siadaj okrakiem na ławce, to będzie Twój koń. Tutaj masz lejce i jedziemy, po kolei”. Gestykuluje, pokazuje, opowiada z zapałem, imituje reakcje konia na własnej osobie. Co za niesamowity facet, pełen pasji.
Jakąś godzinę uczyliśmy się zasad „obsługi” konia siedząc na drewnianej ławce. Następnie przyszedł czas przetestowania wiedzy. Otrzymałam białą, spokojną klacz, Artur dostał starego ogiera. To w ogóle piękna historia. Mosquito (z wł. komar), bo tak miał na imię, był kiedyś koniem wyścigowym, od małego układanym do jazdy wyczynowej i rywalizacji. Na swoim koncie miał między innymi występ w najsłynniejszym konnym wyścigu Włoch, czyli sieneńskim Palio. Gdy jego czas na torach minął, Mosquito przeszedł na emeryturę, ale dla konia takiego jak on nie jest to łatwe. Narowisty, przyzwyczajony do adrenaliny, trudny. Żeby przeznaczyć go do pracy z ludźmi musiał najpierw przejść szkolenie. I tego właśnie zadania podjął się Simone.
Simone tłumaczy nam zasady jazdy konnej. Na razie teoria.
Najpierw zabraliśmy nasze konie na zamknięty wybieg, gdzie przez kolejne pół godziny trenowaliśmy praktyczne wykorzystanie zdobytej na ławce wiedzy. W końcu nadszedł czas na opuszczenie zagrody i ruszenie w las. Tamtego dnia siedziałam na koniu czwarty raz w życiu, przy czym pierwszy miał miejsce we wrocławskim zoo, gdy miałam może ze trzy lata i nic nie pamiętam. Drugi raz gdy kończyłam podstawówkę, następny podczas ślubnej sesji zdjęciowej. Zawsze ktoś trzymał wierzchowca, a teraz wszystko zależało ode mnie. Mimo początkowych obaw oboje poradziliśmy sobie bardzo dobrze. Spacer był spokojny, po niewymagającym terenie, ale co to za fantastyczne uczucie. Dzika Toskania, lasy, łąki, rzeka, małe miasteczka widoczne na wzgórzach w oddali.
Quadem po Toskanii?
Simone organizuje również wycieczki quadami, spływy kajakowe oraz inne formy aktywnego wypoczynku. Możecie pytać u Gianny lub bezpośrednio u Simone w 75Avventura.
Popływać w rzece Merse
Aby dotrzeć na Wybrzeże Toskanii z Val di Merse trzeba poświęcić około godziny jazdy samochodem w jedną stronę. Nie jest to odległość spora, ale na co dzień niezbyt dobry pomysł. Ochłodzić się za to można w wodach fiume Merse, która choć jest na ogół płytka, to co jakiś czas spływa niewielkimi wodospadami wymywającymi podłoże i tworzącymi idealne warunki do pływania.
Małe i senne miasteczka Toskanii, bez turystów
Chiusdino
Piękne, tajemnicze, malowniczo położone. Poświęciłam temu miasteczku osobny post, koniecznie zajrzyjcie.
Montieri
Montieri leży już na terenie Prowincji Grosseto, czyli w Maremmie, ale nie mogło go zabraknąć w tym poście. Podziwiałam Montieri jeżdżąc konno z Simone, robiłam w nim drobne zakupy, których długo nie zapomnę. Wchodzę do rzeźnika (wł. macelleria) i przyglądam się wiszącym salami, małym, dużym, grubym, cienkim. Bardzo duży wybór jak na taką mieścinę. Sprzedawca i jego znajomy, z którym akurat gawędzi przecierają oczy ze zdumienia. Wybieram salami, on pakuje, ja płacę, ale nadal patrzy na mnie jak na kosmitę. Salami jest pyszne, jeszcze wrócę do tego sklepu.
Ciciano
Z cyklu fantazja budowlana w małych miasteczkach. Nie mogłam się powstrzymać.
Tutaj gubi się nawet mapa Google. Na tą drogę trafiliśmy właśnie dzięki pomyłce nawigacji. Lubię takie pomyłki.
Colordesoli
To prawie najmniejsza wioska, jaką widziałam w Toskanii! Nawet Querceto przy niej wydaje się duże. Co tam można zobaczyć? Prawdziwe, skromne życie i kilka kamiennych budynków. Toskańska wieś.
A rekord należy do… no właśnie. Wioska bez nazwy
Głęboko w lesie, z daleka od utwardzonych dróg, z zaledwie trzema domostwami. Trafiliśmy do tej uroczej mikro wioski przez przypadek, myląc drogę do Bagni di Petriolo. Nie potrafię podać jej nazwy, ale czuję, że jeszcze tu wrócę. O ile ją znajdę.
Opactwo San Galgano – jedyny popularny zabytek Val di Merse
Gorące źródła termalne w Val di Merse. Bagni di Petriolo
Drugą po Opactwie San Galgano najchętniej odwiedzaną atrakcją doliny są gorące źródła Bagni di Petriolo, wybijające z ziemi na pograniczu dwóch rezerwatów przyrody: Farma i Basso Merse. Termalne wody spływają do rzeki Merse, ale najpierw przelewają się przez małe baseny, w których całkiem bezpłatnie można zażyć przyjemnej kąpieli. Więcej o Bagni di Petriolo oraz pozostałych trzech darmowych, gorących źródłach w Toskanii przeczytacie w poniższym poście.
Z Val di Merse blisko do Val d’Orcia
Ta piękna cyprysowa droga to jeszcze Val di Merse, ale kawałek w prawo, za dwoma zakrętami zaczyna się Val d’Orcia. Gdzie dokładnie można wykonać takie zdjęcie pisałam w poście Najpiękniejsze punkty widokowe w Toskanii. Do Val d’Orcia wybraliśmy się z Podere di Santa Maria i zwiedziliśmy m.in. miasteczko Bagno Vignoni.
Val di Mrese na filmie
Jedziecie do Toskanii? Zajrzyjcie również tutaj!
Wybrzeże i plaże Toskanii. Gdzie jechać nad morze? Przewodnik
Zdjęcie na początku wpisu © Aurelio Candido
- Zaobserwuj blogowy profil na Instagramie;
- Dołącz do obserwujących fanpage'e bloga na Facebooku;
- Dołącz do blogowej grupy na Facebooku;
- Obserwuj mnie na Twitterze;
- Subskrybuj kanał na YouTube;
- Jestem również na Tik Toku;
- Moje e-booki znajdziesz w blogowym sklepie internetowym;
- Moje drukowane książki znajdziesz np. w Empiku.