Matera to bez wątpienia najbardziej niezwykłe włoskie miasto, jakie do tej pory odwiedziłam. Zanim do niego dotarłam czytałam liczne publikacje, oglądałam zdjęcia. Sądziłam, że jestem doskonale przygotowana na tę przygodę, jak zawsze w każdej podróży. Jednak gdy pierwszy raz ujrzałam na żywo panoramę Sassi – dzielnic domów i kościołów wykutych w skale – opadła mi szczęka, dosłownie. Ale zaraz, zaraz, ten widok jest znajomy, czy to nie scenografia Jerozolimy sprzed dwóch tysięcy lat zrobionej dla potrzeb „Pasji” Mela Gibsona? Nie, to nie scenografia, Gibson jej nie potrzebował, wystarczyła mu współczesna Matera – miasto w kamieniu wykute.
Matera – kilka słów o historii miasta
W dzisiejszym poście chciałabym Wam przybliżyć Materę, wytłumaczyć, czym jest to miasto, z czego wynika jego absolutna wyjątkowość na skalę nie tylko włoską, ale i światową. Matera to niezwykła historia, Matera to według historyków jedno z najstarszych miast świata i najbardziej spektakularny przykład osadnictwa jaskiniowego w Europie. Ta zabytkowa część, która wywołuje takie emocje to dwie dzielnice Sassi (z włoskiego – kamienie): starsza i bardziej jaskiniowa Sasso Caveoso oraz nowsza Sasso Barisano. Domy Sassi to wykute w skale groty, których zazwyczaj tylko fronty są dobudowane w sposób tradycyjny. Sasso Caveoso powstawało już od epoki kamienia łupanego w miękkich ścianach wąwozu Gravina, od góry (wzgórze z katedrą) w dół aż do miejsca, w którym według badających historię Matery natrafiono na twardszą skałę, w której kucie prymitywnymi narzędziami było zbyt utrudnione.
Fragment Sasso Caveoso w ścianach wąwozu Gravina
Wtedy też zaczęto budować domostwa po drugiej stronie katedry i tak powstało Sasso Barisano, które od Caveoso różni się miedzy innymi tym, iż sporo budynków ma trochę więcej elementów klasycznej budowli, niż tylko fasady. Groty są tu tak sprytnie ukryte, że często trudno zorientować się, który budynek i w jakiej części wydrążony został w skale, a w jakiej dobudowany.
Sasso Barisano – zdjęcie zrobione nieco poniżej katedry. W prawym górnym rogu znajduje się kościół, obok którego wykonałam zdjęcie widoczne na początku wpisu
Jeszcze w latach 50 – tych XX wieku Sassi zamieszkiwało według szacunków prawie 20 000 osób, jednak życie, a raczej wegetacja odbywała się w tak skandalicznych warunkach, że w roku 1954 rząd włoski zdecydował się wysiedlić przymusowo ludność i wybudować dla wszystkich nowoczesne mieszkania w blokach. Jak dokładnie wyglądały wówczas Sassi przeczytacie za chwilę, jednak najpierw warto wspomnieć, dlaczego dopiero tak późno podjęto jakieś kroki. Otóż w Rzymie nikt nie miał pojęcia, co dzieje się w Materze zupełnie, jakby nie była ona częścią Włoch. Mnie to się w głowie nie mieści, że w stolicy kręcono „Rzymskie wakacje”, a w Sassi z powodu braku bieżącej wody, brudu oraz plagi chorób umierało co drugie dziecko i rząd nic o tym nie wiedział. A dowiedział się nie z raportu Ministerstwa Zdrowia, czy innego dokumentu, a z książki włoskiego pisarza Carlo Levi „Chrystus zatrzymał się w Eboli”. Eboli to miasto na południe od Neapolu, za którym następuje rozwidlenie autostrad – jedna ucieka na południe w kierunku Reggio di Calabria, druga na wschód w kierunku Matery, Taranto i półwyspu Salento, czyli tzw. obcasa. Tytuł książki jest wymowny, bo według autora na tereny położone za Eboli nie dotarł nawet Chrystus. Autor sam z własnej woli też nie odwiedził Bazylikaty, a został do niej zesłany za działalność przeciwko rządowi Mussoliniego. Jednak do samej Matery prawdopodobnie nigdy nie przyjechał, a słowa, które wstrząsnęły Włochami i rozsławiły książkę należą do siostry autora. Oto Matera lat 30-tych XX wieku przedstawiona w książce „Chrystus zatrzymał się w Eboli” napisanej i wydanej dekadę później.
Matera w książce „Chrystus zatrzymał się w Eboli” Carlo Levi
„Oddalając się od stacji kolejowej doszłam do ulicy, która po jednej stronie miała przepaść, a po drugiej – domy. I w tej przepaści jest Matera. Ale nic się prawie nie widzi z miejsca, gdzie stałam, bo teren spada niemal prostopadle w dół. Wychyliwszy się nieco dostrzega się tylko terasy i przesłonięte domami ścieżki, a na wprost górę nagą i spaloną słońcem, brudno – szarą i bez śladu jakichkolwiek uprawnych pól czy nawet drzew. W głębi toczą się między głazami płytkie i brudne wody potoku Gravina, a posępny widok rzeki i góry mimo woli ściska serce smutkiem. Kształt przepaści jest przedziwny. Jakby dwie połówki leja rozdzielone wąskim przesmykiem zbiegały się znowu w dole, gdzie widać było biały kościół Matki Boskiej z Idris, jakby wbity w ziemię. Te wywrócone stożki, te leje nazywają się: Sasso Caveoso i Sasso Barisano. Tak wyobrażaliśmy sobie w szkole piekło Dantego.
Wąwóz Gravina, na górze po prawej stronie widoczne są skalne domy, a nad nimi fragment współczesnej zabudowy
Po wąskiej i spadzistej ścieżce zaczęłam schodzić z zakrętu w zakręt, na sam dół. Bardzo wąska uliczka szła – że tak się można wyrazić – po dachach domów. Mieszkania są kute w stwardniałej glinie wąwozu, a każde z nich ma fasadę, nieraz piękną ze skromnym ornamentem z XVIII wieku. Te pozorne fasady, z powodu pochyłości stoku górskiego, przylegają dołem do ściany skalnej, a w górze nieco od niej odstają: wąskim pasmem między fasadami a stokiem biegną ulice, które są równocześnie jakby podłogą dla tych, którzy wychodzą z mieszkań górnych, i dachem dla domów znajdujących się poniżej.
Fragment makiety obrazującej zabudowę Sassi
Drzwi były z powodu gorąca pootwierane. Przechodząc zaglądałam do wnętrz, które nie miały żadnych okien tylko drzwi dostarczające powietrza i światła. Czasem nie było nawet drzwi. Wchodziło się z góry po schodkach i zasuwało otwór. W owych ciemnych dziurach o ścianach z ziemi, widziałam łóżka, nędzne graty i łachmany. Na podłodze leżały psy, barany, kozy i świnie. Każda rodzina ma do rozporządzania jedną taką jamę i sypiają tu wszyscy razem: mężczyźni, kobiety, dzieci i zwierzęta. W ten sposób żyje dwadzieścia tysięcy ludzi. Dzieci bez liku. W upale, w chmarach much, w kurzu jest ich pełno wszędzie, zupełnie nagich albo okrytych jakimś łachmanem. Nie widziałam nigdy takiego obrazu nędzy, a przecież jestem przyzwyczajona już, z racji mego zawodu, mieć do czynienia co dnia z dziesiątkami dzieci biednych, chorych i źle utrzymanych. O tak rozpaczliwym widowisku nie miałam jednak pojęcia. Patrzyłam na dzieci siedzące przy drzwiach w gnoju, w słońcu, z oczyma na pół przymkniętymi, o powiekach czerwonych i nabrzmiałych. Muchy wciskały się do chorych oczu, a dzieci nie czuły, że im muchy włażą do oczodołów. To była jaglica. Wiedziałam, że tu panuje, ale widok choroby w tak strasznym brudzie i w tej nędzy był przejmujący. Spotkałam też inne dzieci z twarzami pomarszczonymi jak u ludzi starych i wysuszonych z głodu, o włosach pełnych wszy i nieczystości. Większość z nich miała brzuchy wzdęte, olbrzymie, a twarze żółte i cierpiące wskutek malarii. Kobiety widząc, że zaglądam przez drzwi, zapraszały mnie do wejścia. Widziałam wiec w tych jaskiniach ciemnych i cuchnących, leżące na ziemi dzieci, przykryte jakimiś łachmanami i dzwoniące zębami w ataku febry. Inne znów wyniszczała do ostateczności czerwonka. Niektóre twarzyczki z wosku dawały do myślenia, że tu panuje coś gorszego od malarii, może gorączka tropikalna, może Kala Azar, czarna febra. Matki także wynędzniałe, trzymające przy zwiędłej piersi źle odżywione niemowlęta, witały mnie uprzejmie, lecz ponuro. W tym prażącym słońcu miałam chwilami wrażenie, że znalazłam się w środku miasta dotkniętego zarazą. Schodziłam coraz głębiej w kierunku kościoła, a w oddaleniu kilku kroków towarzyszyła mi chmara dzieci. Krzyczały coś w swym żargonie, czego nie mogłam zrozumieć, i szłam dalej, one zaś nie ustawały w swoich wołaniach. Sądziłam, chcą jałmużny, więc się zatrzymałam i dopiero wówczas odróżniłam kilka słów, które dzieci wołały chórem: Pani, daj nam chininy, Pani daj nam chininy! Rozdzieliłam między nimi trochę drobnych, alby kupiły sobie cukierków, ale nie tego się domagały prosząc dalej o chininę. Doszliśmy w końcu do dna owego wąwozu i do pięknego, barokowego kościoła Matki Bożej z Idris; i tam dopiero wznosząc oczy w górę zobaczyłam nareszcie całą Materę. Było to istotnie prawdziwe miasto. Fronty wszystkich jaskiń, które stąd wydają się domami, są białe i równe, a otwory drzwi spoglądają jak czarne oczy w dal. Śliczne, malownicze miasto.”
Matera dzisiaj
Wysiedlającym ludność Sassi do nowo powstałych budynków z bieżącą wodą i kanalizacją wydawało się, że wynikną z tego same korzyści. Jednak nie wzięto pod uwagę, że pewien etap w historii miasta, pewna kultura zostanie w ten sposób zniszczona. Zamieszkujący skalne groty byli bardzo przywiązani do swoich prymitywnych domów, razem z mieszkańcami sąsiednich domostw skupionych wokół jednego podwórka tworzyli lokalne społeczności zwane vicinato. Te więzy po przesiedleniu zostały mocno naruszone, większość osób nie mogła się przystosować do nowych, w założeniu lepszych warunków życia. A Sassi? Uznawane za hańbę niszczały przez trzydzieści lat, aż w latach 80-tych postanowiono wdrożyć program odnowy i ponownego zagospodarowania tego niezwykłego miejsca. Groty zaczęto oddawać w dzierżawę pod warunkiem wykonania remontu, który odbywa się pod nadzorem konserwatora zabytków. Dziś powstają tam głównie sklepy, restauracje oraz niezwykle klimatyczne hotele i pensjonaty.
W kolejnych postach (linki poniżej) pokażę Wam dokładnie Materę, zarówno Sassi jak i nowszą część miasta. Teraz zapraszam do obejrzenia zaledwie dwuminutowego filmu pokazującego Sasso Barisano. Pod koniec usłyszycie niesamowite bicie dzwonów w kilku kościołach jednocześnie, a widok towarzyszący tym dzwonom roztacza się z tarasu hotelu, w którym zatrzymaliśmy się podczas pobytu w Materze.
Matera – sprawdzony nocleg w grotach Sassi
Cappuccino z widokiem na Sassi. Nocleg w Materze – Hotel Fra I Sassi Residence. Dzień 2, część IV
Matera wieczorem, czyli dlaczego koniecznie trzeba zostać w mieście na noc
Wieczór w Materze – piękne widoki i kulinarna pamiątka po Melu Gibsonie. Dzień 2, część V
Matera – sprawdzona restauracja i parę słów o kuchni
Kuchnia Bazylikaty – pierwsze doświadczenia. Dzień 2, część VI
Matera – co zobaczyć? Zwiedzanie Sassi
Matera – zwiedzanie Casa Grotte
Zwiedzanie Matery. Casa Grotta – dom wykuty w skale. Dzień 3, część II
Matera z przewodnikiem licencjonowanym – wywiad z Martą Erdini
Matera – targ i nasza zabawna historia
Z komisariatu policji na targ, czyli jak pożegnała nas Matera. Dzień 4, część I
Matera wiosną
Za pomoc w wyjaśnieniu kilku niezrozumiałych dla mnie kwestii oraz za wiele życzliwości w naszej trwającej od prawie roku znajomości – nie tylko wirtualnej – dziękuję Marcie, autorce bloga Bazylikata, Apulia i okolice 🙂
- Zaobserwuj blogowy profil na Instagramie;
- Dołącz do obserwujących fanpage'e bloga na Facebooku;
- Dołącz do blogowej grupy na Facebooku;
- Obserwuj mnie na Twitterze;
- Subskrybuj kanał na YouTube;
- Jestem również na Tik Toku;
- Moje e-booki znajdziesz w blogowym sklepie internetowym;
- Moje drukowane książki znajdziesz np. w Empiku.
Natalia, to ja dziękuję! 🙂 Za chęć pisania o Materze i Bazylikacie, pierogi 😉 i cały wspólnie spędzony czas! Pozdrawiamy Was serdecznie!! 🙂 M&L
Ja myślę, że wątek poznańskich pierogów w naszej znajomości będzie w tym roku intensywnie ewoluował 😉
😉 Na pewno!! 🙂
Świetny blog, kapitalne zdjęcia, gratuluję 🙂 Weszłam na niego, bo wybieram się z córką do Bari i Matery. Może mogłabyś polecić jakieś noclegi w Bari ( old town), w Materze też chyba zanocujemy 1 noc, bo z Twjego bloga wywnioskowałam, że warto 🙂
Kurcze, tą Materę – choć ostatnio wszędzie się na nią natykam-tak dobrze opisaną widzę po raz pierwszy u Ciebie. Wreszcie historia przytoczona w całości. Jestem usatysfakcjonowana 🙂 dzięki Natalio.
Dziękuję za miłe słowa 🙂
Zasiałaś ziarno Natalio. Jeśli plony będą dobre, pojadę jesienią zobaczyć Materę ( a po drodze Neapol). Piękna opowieść. Dzięki.
Super, bardzo się cieszę i życzę powodzenia, na pewno będziesz zachwycona Materą 🙂
Pozdrawiam
Natalio, po 2 latach od przeczytania wpisu dotarłam do Matery! 🙂 i jestem po niemijającym wrażeniem!
Bardzo się cieszę 🙂
Pozdrawiam!
To już nie pierwszy raz kiedy przy przygotowaniach podróży do Włoch korzystam z Twojego świetnego bloga. Dziękuję bardzo za inspiracje i praktyczne porady, bardzo mi pomogły. Matera jest moim kolejnym celem podróży, a z Twoimi wskazówkami już nie mogę się doczekać!
Dziękuję! Bardzo się cieszę 🙂
Pięknie opisujesz… Takich przewodników brakuje na poklach księgarni.
Natalia dzięki za super opisy rejonu Apulli wkrótce tam się wybieram. Mam pytanie odnośnie Matery. Czy daleko jest piechotką od stacji kolejowej czy przystanku autobusowego do tej starej części Matery? Ile czasu potrzeba na zwiedzenie? Planuje wyjazd z Bari jako wycieczkę jednodniową lokalną komunikacją. Będę wdzięczna za jakąś wskazówkę.
Ja również proszę o odpowiedź na powyższe pytanie!!!!
A teraz Matera wzięła udział w najnowszym Bondzie „Nie czas umierać” w pierwszych scenach filmu. Piękne miasteczko.
Dzisiaj zwiedzalam Matere i jestem pod ogromnym wrazeniem,Dziekuje za mnostwo wiadomosci i odwiedze Twoja strome napewno powtornie!