W tym roku minęło 20 lat od mojej pierwszej podróży na Sycylię. Był lipiec 2001 roku, miałam jeszcze siedemnaście lat i nie wiedziałam zupełnie nic poza tym, co można było zobaczyć na papierowej mapie i przeczytać w papierowym przewodniku bez zdjęć. A nie było tam niczego poza suchymi faktami na temat zabytków i historii, zero o ludziach i ich stylu życia. Zupełnie nieprzygotowana na zderzenie z odmienną kulturą i obyczajami wyruszyłam w podróż, która na zawsze miała zmienić moje życie i powiązać je w przyszłości z Italią. Co zastałam na miejscu? Jak bardzo zmieniła się Sycylia przez te dwadzieścia lat? Czy zmiany te są tylko na plus czy są też minusy postępu cywilizacyjnego na wyspie? Zapraszam Was na sentymentalną podróż w czasie do początków wieku, wzbogaconą powstałymi tej jesieni zdjęciami Anety Dziedzic, polskiej fotograf na Sycylii.
Od tej podróży wszystko się zaczęło
Rok wcześniej byłam po raz pierwszy we Włoszech. Odwiedziłam m.in. Rzym, Rawennę, Mirabilandię i Wenecję. Wieczne Miasto szczególnie przypadło mi do gustu, ale miłości do Italii wtedy jeszcze nie było. Był zachwyt i chęć powrotu, dlatego gdy rok później nadarzyła się okazja, by wyjechać na Sycylię, nie wahałam się ani chwili. Nie spodziewałam się, co nastąpi później. Wsiadłam w autokar do Syrakuz nieświadoma, że podróż ta wpłynie na całe moje późniejsze życie. Dwadzieścia lat temu w Syrakuzach pokochałam do szaleństwa Sycylię, a w kolejnych latach uczucie to rozlało się na całe Włochy. Jednak to Sycylia zawsze była, jest i pozostanie moją największą włoską miłością. Przez dwadzieścia lat w trakcie piętnastu podróży spędziłam na wyspie i jej odkrywaniu łącznie dziewięć miesięcy, w tym tylko w roku 2021 aż sześć tygodni, odwiedzając zarówno nowe, jak i dawno niewidziane miejsca. Przywiozłam ze sobą nie tylko ogrom materiałów na bloga, ale też refleksji i porównań do przeszłości, którymi chciałabym się z Wami podzielić.
Sycylia w 2001 roku, czyli 20 lat temu
Była tak samo piękna, lecz biedniejsza i bardziej zaniedbana. Ludzie byli tak samo mili, choć mniej interesowni. Przyjaźń była tak samo ważna, choć częściej praktykowana w realu. Nie było Facebooka, whatsappa i wiadomości głosowych, a każdy wysłany SMS był płatny. Klimatyzacja w samochodzie była rarytasem, a wjechać autem można było niemal wszędzie tam, gdzie dziś obowiązują strefy ZTL. To tylko dwadzieścia lat, a może aż dwadzieścia? Dla mnie to większość życia i duża różnica, ale Wy oceńcie sami.
Nie było tanich lotów na Sycylię
Dziś możemy otworzyć Internet, wejść na stronę któregoś z tanich przewoźników i polecieć na Sycylię z Polski, nawet za kilkadziesiąt złotych w jedna stronę. Latem, jesienią, zimą i wiosną, do Palermo, Katanii czy Trapani, z Warszawy, Krakowa, Katowic czy Wrocławia. Dwadzieścia lat temu nie było takiej możliwości. Na Sycylię jeździło się albo własnym samochodem, albo na wczasy z biurem podróży, które były dostępne tylko dla zamożnych, albo autokarem rejsowym z południa Polski. Bilet powrotny na samolot z Poznania do Katanii linią Lufthansa w 2001 roku kosztował 4500 zł! Autokar był znacznie tańszy, ale nie tani. Bilet w dwie strony kosztował 750 zł od osoby, czyli więcej, niż dziś samolot, choć minęło 20 lat. Ale to był najmniejszy problem…
Autokar jechał ponad 40 godzin
Moja podróż zaczynała się w Poznaniu na dworcu kolejowym przed godziną 9 rano, gdy wsiadałam w pociąg do Katowic. Tam ponad dwie godziny przerwy, po czym autokar startował jakoś o 16. Był dzień pierwszy. Pierwsza noc jeszcze była do zniesienia, następnego dnia popołudniu już trudno było wysiedzieć, ale przynajmniej podziwiało się calutki Półwysep Apeniński, od Alp po Kalabrię, gdzie zapadał zmrok. Przystanek na dworcu kolejowym w Cosenzie zawsze wypadał po zmroku. Prawdziwym koszmarem była druga noc. Niektórzy fiksowali i woleli leżeć wyprostowani na podłodze w przejściu, niż powyginani na swoich fotelach. Autokar docierał do celu trzeciego dnia pomiędzy 8 a 10 rano, czyli po ponad 40 godzinach jazdy z przerwami wyłącznie na toaletę i dwóch dobach od rozpoczęcia podróży. Byłam nastolatką, a mimo to z trudem znosiłam podróż w tej formie. Odbyłam ją w sumie cztery razy (dwie podróże Katowice-Syrakuzy w dwie strony każda) i nigdy więcej już bym się na coś takiego nie zdecydowała.
Cornetto kosztowało 1500…
Dokładnie 1500 lirów włoskich. Bo dwadzieścia lat temu Włochy jeszcze miały swoją walutę, którą rok później zastąpiło euro. Po jakim kursie przeliczono liry na euro? Mniej więcej 2000 lirów włoskich z 2001 roku zmieniło się w 2002 roku na 1 euro i kilka centrów. To oznacza, że wspomniane cornetto kosztowało wówczas mniej więcej 0,75 euro, a granita 1 euro. Dla porównania dziś za cornetto należy zapłacić przynajmniej 2 euro, a za granitę w najlepszym wypadku 2,5 euro. Wprowadzenie euro nie było łatwym doświadczeniem dla Włochów, szczególnie tych z południa kraju. Wielu ludzi wówczas zubożało i było bardzo niezadowolonych z nowej rzeczywistości.
Papieżem był Jan Paweł II
Jan Paweł II – Giovanni Paolo II – był dla Włochów niekwestionowanym symbolem naszego kraju i pierwszym skojarzeniem, jakie przychodziło im na myśl gdy słyszeli, że przyjechałam z Polski. Miałam wtedy okazję gościć w sycylijskich domach i prawie w każdym widziałam wizerunki Jana Pawła II. Trwało to nawet kilka lat po śmieci. Kiedyś pewna Włoszka – choć nie mogę sobie przypomnieć, gdzie to było, chyba w Toskanii – powiedziała mi, że choć jest nowy papież, to dla niej i wielu Włochów Jan Paweł II nadal pozostaje ukochanym Ojcem Świętym.
A stolicą Polski był Kraków…
W świadomości Sycylijczyków, ale zapewne też wielu Włochów z kontynentu, drugim skojarzeniem z Polską – zaraz po Janie Pawle II – był Kraków.
– Jesteś z Polski? Kraków! Stolica Polski!
– Nie, Kraków wprawdzie był kiedyś stolicą, ale to było dawno. Teraz stolicą jest Warszawa.
– Niemożliwe! Przecież Giovanni Paolo II jest z Krakowa!
Co ciekawe nie mówili o Wadowicach, tylko o Krakowie. To było dla nich obligatoryjne, że ukochany Ojciec Święty musi pochodzić ze stolicy. Moje tłumaczenia o Warszawie wprawiały wielu w konsternację i niedowierzanie.
Polacy już wtedy mieszkali na Sycylii
Coraz więcej Polaków albo wyprowadza się na Sycylię, albo kupuje tam domy czy apartamenty na wakacje. Wyspa bez wątpienia stała się w ostatnich latach popularna, ale i dwadzieścia lat temu spotykałam Polaków na wschodnim wybrzeżu. Wszyscy, których wtedy poznałam, przyjechali na Sycylię za chlebem, za pracą z jakimikolwiek perspektywami. Ani jedna osoba nie przyjechała na wakacje i oczarowana wyspą nie wybrała życia na Sycylii zamiast w Polsce, każdego motywowały względy finansowe. Polacy pracowali wtedy najczęściej jako opiekunowie osób starszych, kelnerzy lub w handlu. Był to czas ogromnego bezrobocia nad Wisłą, te lata na krótko przed wejściem Polski do Unii Europejskiej. Sama wtedy zaczynałam dorabiać po szkole i w pierwszych latach studiów i pamiętam doskonale, jak to wyglądało i jak wyzyskiwało się ludzi za grosze. Dziś te różnice pomiędzy Polską a Sycylią nie są już aż tak wyraziste jak dwadzieścia lat temu, a Polacy przeprowadzający się na wyspę po prostu chcą tam mieszkać. Jako ciekawostkę zdradzę Wam, że jeden z Sycylijczyków, którego poznałam w tamtych czasach postanowił porzucić Sycylię i przeprowadził się kilka lat temu do Polski.
Świadomość Polaków na temat Sycylii
Przed moją pierwszą podróżą na Sycylię:
– Nie jedź na Sycylię, Włochy kończą się w Neapolu, dalej jest tylko dzicz! Na Sycylii jeżdżą na osłach, nawet po autostradach!
– Naprawdę? To po co im autostrady, skoro jeżdżą na osłach?
– no, e…
Moja mama:
– porwie cię mafia i sprzeda do burdelu!
I jeszcze tata mojej koleżanki Oli z Syrakuz, gdy przeprowadzała się tam w 2004 roku:
– moja córka nie będzie mieszkać w Afryce!
Świadomość Polaków na temat Sycylii dwadzieścia lat temu była bardzo znikoma. Wielu naszych rodaków myślało o wyspie przez pryzmat „Ojca Chrzestnego”. Co tu dużo mówić, nawet w 2013 i 2014 roku, czyli w pierwszych latach bloga otrzymywałam pytania o to, czy można bezpiecznie jechać na Sycylię i nie obawiać się kulki na ulicy, gdy akurat trafi się na mafijną strzelaninę. Takich pytań już nie ma, przynajmniej od dobrych czterech lat, może nieco dłużej. Dostępność tanich lotów miała tutaj ogromny wpływ, ale sądzę, że również pisanie i pokazywanie Sycylii w Internecie. Rozwój tych dwóch czynników zbiegł się ze sobą w czasie i wpłynął znacząco na świadomość ludzi, nie tylko Polaków.
Aperitivo nie było popularne
Uwielbiany zwyczaj aperitivo (tutaj post na ten temat) narodził się już dawno temu na północy Włoch i powoli rozchodził się po kraju, ale na Sycylii stał się popularny dopiero w ciągu ostatniej dekady. Nie przypominam sobie, aby ktokolwiek z moich znajomych Sycylijczyków chodził na aperitivo dwadzieścia lat temu. Wtedy wychodziło się wieczorami i jechało albo na dyskotekę pod gołym niebem, często przy plaży lub na samej plaży, albo na passeggiatę, czyli długi i powolny spacer uliczkami centro storico, gdzie spotykało się znajomych, przystawało i gawędziło w grupkach, siadało na kawę lub drinka, ale późnego, po kolacji, a nie przed kolacją. Dziś aperitivo jest na Sycylii bardzo popularne, a w Palermo rządzi apericena, czyli połączenie aperitivo z kolacją w formie bufetu.
Turystyka w 2001 roku
Dwadzieścia lat temu w autokarach jadących na Sycylię byli prawie wyłącznie Polacy udający się na wyspę w celach zarobkowych. Spotkałam jedną młodą dziewczynę, która jechała do Palermo na wakacje, bo ktoś z rodziny tam mieszkał. Pojedyncze osoby przyjeżdżały własnym samochodem lub przylatywały na wczasy z biurem podróży. Restauracji i barów było znacznie mniej, bo utrzymywały się prawie wyłącznie z lokalsów oraz w szczycie sezonu z turystów włoskich przybywających z kontynentu. Nie było tandetnych knajp typowo turystycznych, serwujących mrożone jedzenie odgrzewane w mikrofalówce. Turystyczny kicz zwany pamiątkami był o wiele bardziej ograniczony, nie było nawet połowy tak rozbudowanej oferty noclegowej czy usługowej, wypożyczalni samochodów, skuterów czy wszelkich innych sprzętów. Nie przypominam sobie w ogóle rowerów! Nie było turystycznych kolejek jeżdżących po miastach i czerwonych autobusów hop on kursujących pomiędzy zabytkami i atrakcjami.
Nie było teste di moro, sycylijskich ciuchów i gadżetów
Moda na ciuchy w stylu sycylijskim pojawiła się dopiero w ostatnich kilku latach. Zapoczątkował ją dom mody Dolce & Gabbana słynnym pokazem w Palermo w 2016 roku, gdy zaprezentowano bogato zdobioną kolekcję inspirowaną „Lampartem” Giuseppe Tomasiego di Lampedusa. Od tamtej pory zaczęły się pojawiać tkaniny w sycylijskie wzory, torebki, a w ostatnich dwóch / trzech latach także sukienki. Motyw cytryn, pomarańczy, motyw ceramiki, sycylijskich wozów – ta moda pojawiła się niedawno. Także słynne teste di moro – choć legenda ich powstania liczy kilkaset lat – stały się popularnie w ciągu ostatniej dekady. Ceramiczne głowy można było oczywiście spotkać w domach, dobrych hotelach czy w sklepach z ceramiką, ale na pewno nie na taką skalę, jak obecnie. Zresztą – co tu dużo kryć – znaczna część teste di moro, które dziś widać w sklepach z pamiątkami to chińskie podróbki, a nie oryginalna sycylijska ceramika.
Centra historyczne były zaniedbane, a ludzie nie chcieli tam mieszkać
Dziś mieszkanie czy wynajmem noclegu w ścisłym centrum to swego rodzaju prestiż i udogodnienie, ale dwadzieścia lat temu sytuacja wyglądała inaczej. W Syrakuzach na Ortigii wtedy już zbierały się tłumy, by spacerować, ale wiele pałaców i kamienic stało opuszczonych, popadając w ruinę. Najważniejsze budynki na Piazza del Duomo, które dziś tak bardzo zachwycają, wtedy były poczerniałe od brudu nagromadzonego latami. Katedra w Syrakuzach obecny blask zyskała dopiero w wyniku czyszczenia elewacji, która miała miejsce jakieś czternaście lat temu. Starówka w Trapani była na tyle opustoszała, że ludzie woleli spotykać się w nowszej części miasta. Katania dwadzieścia lat temu w ogóle nie przypominała tego miasta, którym jest obecnie. W Palermo nie było tandety i kiczu na każdym kroku, co niestety obecnie jest aż nadto widoczne. Wiele miejsc, które dziś są wizytówką miasta wtedy stało totalnie zaniedbanych. Te trendy zmienił rozwój turystyki i tanie linie lotnicze, które zaczęły dowozić turystów, a wraz z turystami pojawiły się pieniądze.
W Taorminie już były tłumy
Perła wschodniego wybrzeża Sycylii – Taormina – przeszła pewną metamorfozę, ale najmniejszą ze wszystkich znanych mi miejsc na Sycylii. Już dwadzieścia lat temu były tam tłumy i mocno wygórowane ceny, choć takiego stopnia komercji jak dziś jeszcze nie było. Pamiętam, jak w 2008 roku spełniłam swoje marzenie, by do Taorminy przyjechać na dłużej, nie tylko na jeden dzień. To była moja podróż poślubna, w trakcie której miałam jeszcze status studentki, więc przysługiwała mi karta upoważniająca do zniżek dla studentów z UE poniżej 26 roku życia. W kasie biletowej teatru w Taorminie pokazałam więc kartę, sprzedawczyni mocno się zdziwiła, bo to nadal były czasy, gdy turystów z Polski nie było wielu i od słowa do słowa wyciągnęła informacje, że jesteśmy z Arturem w podróży poślubnej. Z tej okazji sama z siebie wpuściła nas na teren teatru bezpłatnie tłumacząc, że to prezent od miasta. Dziś taka sytuacja jest nie do pomyślenia.
Wstępy do atrakcji rzadko były płatne
A propos wstępów muszę jeszcze nadmienić, że dwadzieścia lat temu prawie wszędzie były one darmowe, a tam, gdzie były płatne – i znacznie mniej niż dziś – to często możliwe było obejście opłaty. I tak pamiętam, jak kolega Sycylijczyk nagadał w Palazzo dei Normanni w Palermo, że tutaj przyjechała nastolatka z Polski, a tam taki biedny kraj, zimno, rodzice nie mają pracy, białe niedźwiedzie i wilki na ulicach, a ona nadal się uczy. W ogóle ten argument o braku pracy rodziców zawsze działał. To oczywiście nie była moja inicjatywa, ani mój pomysł, po prostu znajomi wiedzieli, co poskutkuje. Wpuścili mnie, a przy okazji sycylijscy towarzysze wycieczki też się załapali na darmowy wstęp. Dziś takie rzeczy się raczej nie zdarzają. Z drugiej strony jeszcze daleko Sycylii choćby do Toskanii, gdzie trzeba płacić za wstęp do co drugiego kościoła. Niestety to pewnie kwestia czasu. Ale dzięki opłatom za wstępy można zabytki odnawiać i otwierać dla turystów te miejsca, które od dziesięcioleci stały zamknięte. W tym przypadku sprawdza się idealnie powiedzenie, że każdy medal ma dwie strony.
Mamma jest chora
Najczęstsza wymówka Sycylijczyka, który czegoś nie chce? Mamma jest chora. Nie mogę przyjść / przyjechać, bo mama jest chora. Nie możesz mnie odwiedzić w domu, bo mama jest chora. Nie mogę tego zrobić / kupić / oddać / pożyczyć, bo mama jest chora. Abstrahując od sytuacji, gdy matka naprawdę choruje, to możecie być pewni słysząc taki tekst, że Sycylijczyk wykręca się od czegoś, co jest mu nie na rękę. Ta wymówka była popularna już dwadzieścia lat temu.
20 lat minęło, czyli Sycylia 2021
Tanie linie lotnicze zmieniły na Sycylii bardzo wiele. Nie tylko przywiozły turystów i dały zarobić miejscowym, ale też sprawiły, że niektórzy ruszyli się z Sycylii i zobaczyli trochę świata poza wyspą. Z kolei Polacy mogący szybko i tanio dostać się na Sycylię zobaczyli na własne oczy, że stereotypy w większości nie mają uzasadnienia. Aby zarabiać na turystach miejscowi poprawili swoją znajomość angielskiego i choć nie jest z tym jakoś bardzo dobrze, to w porównaniu do wczesnych lat dwutysięcznych postęp jest naprawdę spory. Powoli zmieniają się niektóre zwyczaje, a może dyplomatyczniej byłoby nazwać to nie tyle zmianą, co uelastycznieniem. Coraz więcej sklepów nie jest zamykanych w porze obiadowej, coraz częściej można kupić na Sycylii produkty spoza Italii, coraz częściej w restauracjach spotyka się dania bezglutenowe. Pojawiają się lokale z kuchniami świata, których kiedyś nie było. Nieśmiało pojawiła się też herbata, co jest naprawdę szokujące biorąc pod uwagę, że jeszcze kilka lat temu kelner słysząc prośbę o gorącą herbatę wyjmował z lodówki napój neste i podgrzewał w mikrofalówce. Trzeba też uczciwie przyznać, że widać coraz większe dbanie o otoczenie, a śmieci jest coraz mniej. Wiem, że wielu z Was uważa, że problem ze śmieciami na Sycylii jest duży. To prawda, jednak wierzcie mi, że przez dwadzieścia lat wiele zmieniło się pod tym względem na lepsze. Nie zmieniły się za to moje uczucia względem Sycylii, no może poza tym, że z zakochania narodziła się prawdziwa miłość, cierpliwa i wyrozumiała, na całe życie.
Autorką zdjęć zamieszczonych w artykule jest Aneta Dziedzic, Polka mieszkająca w Syrakuzach na Sycylii, która zawodowo zajmuje się fotografią. Aneta oferuje sesje ślubne, sesje dla par, rodzin, grup przyjaciół oraz indywidualne, na miejscu lub z dojazdem w obrębie Sycylii. Kontakt:
e-mail: ann.dziedzic2403@gmail.com
telefon / whats’app: +48697337306
Facebook: melusinaphotographyad
Instagram: melusina.photography
Na większości zamieszczonych w poście zdjęć jest ze mną Kasia Strycharska (Jedziemy do Palermo).
- Zaobserwuj blogowy profil na Instagramie;
- Dołącz do obserwujących fanpage'e bloga na Facebooku;
- Dołącz do blogowej grupy na Facebooku;
- Obserwuj mnie na Twitterze;
- Subskrybuj kanał na YouTube;
- Jestem również na Tik Toku;
- Moje e-booki znajdziesz w blogowym sklepie internetowym;
- Moje drukowane książki znajdziesz np. w Empiku.
Pani Natalio, z przyjemnością (jak zawsze!) przeczytałam Pani wpis o Sycylii, zwłaszcza gdy za oknem szaro-bura rzeczywistość. Na Sycylii byłam tylko raz przez tydzień służbowo i było CUDOWNIE (Palermo i okolice). Bardzo lubię Włochy, które poznałam dzięki tanim liniom (zima) i szwendaniu się z namiotem (lato). Zgadzam się z Pani obserwacjami, że powoli się wszystko komercjalizuje i masowa turystyka zabija autentyczność. Śledzę pani relacje zdjęciowe na Instagramie. Serdecznie pozdrawiam
Natalio!
Najserdeczniejsze życzenia urodzinowe ślę pod postem wspominkowym, pięknym acz z nutką melancholii.Chyba Sycylia jest najlepszym miejscem na życzenia wielu dalszych podróży, nowych przyjaciół i sukcesów w Twojej drodze podróżnika i blogera.
Życzę Ci zdrowia, pogody ducha, szczęścia rodzinnego, wytrwałości i tej szczypty szczęsliwego zrządzenia losu, która pozwala nam realizować marzenia.
A także dużo życzliwości ludzkiej, która dodatkowo będzie napędzać Twoje działania.
Myślę, że wielu czytelników przyłącza się do życzeń.
Wszystkiego dobrego! Sto lat! Pozdrowienia dla Artura, towarzysza i pomocnika przy tworzeniu tego pięknego bloga.
Marysia
Znalazłam dziś informacje, które świetnie korespondują z tytułem tego postu.
„Lato Trenitalii
Wiadomości
Aby ułatwić zwiedzanie niektórych z najpopularniejszych miejsc turystycznych na wyspie, Trenitalia, we współpracy z regionem Sycylii, klientem usługi, udostępniła podróżnym nowe usługi. Wśród nowości jest połączenie Taormina , które łączy stację Giardini z Taorminą, dzięki autobusom ASM Taormina.
Linia Etna łączy, z usługami kolei Circumetnea, stacją Giarre-Riposto i Piano Provenzana na zboczach Etny.
Dzięki linii Taormina zwiększono liczbę połączeń do Taorminy dzięki 6 dodatkowym kursom, krążącym w dni świąteczne, między stacjami Catania Centrale i Letojanni z przystankami w Acireale, Giarre-Riposto i Taormina-Giardini.
Wśród potwierdzeń jest Linia Cefal , która łączy międzynarodowe lotnisko „Falcone e Borsellino” w Punta Raisi i miasto Palermo z Cefalù w czasie wakacji oraz Linia Barocco , która łączy Syrakuzy z Donnafugata w czasie wakacji i do 10 października. Bianche, Avola, Noto, Pozzallo, Scicli, Modica, Ragusa Ibla i Ragusa.”
Informacja dot. nowości roku 2021, tłumaczenie strony automatyczne, stąd ta marna polszczyzna. Link poniżej.
https://www.fsitaliane.it/content/fsitaliane/it/media/comunicati-stampa/2021/7/19/-fs-italiane–trenitalia–scoprire-la-sicilia-in-treno.html
Mam nadzieję, że komuś ta informacja pomoże w dobrej organizacji pobytu.
Szukałam czegoś dla siebie, ale w kwietniu jeszcze nie lato. Szkoda, chętnie przyjrzałabym się bliżej Linni Barocco. Póki co, muszę stworzyć sobie własną wersję.
A dla chętnych na wypad na Maltę (!.5 godz promem) też mam informację – zostały wznowione kursy autobusowe Katania-port Pozzallo. To też znalazłam dzisiaj.
Pozdrawiam wszystkich. M
Powinnam dodać erratę:
Informacja o wznowionych kursach autobusowych Katania-port Pozzallo dotyczy specjalnej linii armatora promów. Oczywiście Pozzallo ma połączenia kolejowe i autobusowe z Katanią i Syrakuzami, ale stacją kolejowa i przystanek autobusowy są oddalone od portu o ok. 3 km. Linia specjalna dowozi bezpośrednio na przystań promową.
Fantastyczne materiał.
Kocham Sycylię od wielu lat…
Serdecznie dziękuję i pozdrawiam.
Jurek
Dziękuję i pozdrawiam wzajemnie 🙂
Wróciłam do Sycylii po 4 latach przerwy, udało mi się we wrześniu spędzić tydzień podzielony między Syrakuzy i Katanię. Sycylia w moich oczach „uturystyczniła się” niesamowicie. Po miastach jeżdzi ogromna ilość wszelkiej maści wagoników turystycznych, linii autobusowych Hop-on Hop-off. Chociaż awsze patrzzyłam na te małe wagoniki z lekkim politowaniem. to dla mnie, osoby z pewnym ograniczeniem sprawności, możliwość wjechania na punkt widokowy w Modice za 5 euro była wielką przyjemnością, Z kolei w Syrakuzach autobus okrążający najważniejsze miejsca historyczne robi dla wszystkich 10 min przerwy na fotki na punkcie widokowym przy pomniku wojny afrykańskiej (napadli na Abisynię i czczą swoich bohaterów?). Prawdziwe przystanki ma na Ortigii, przy parku archeologicznym i Sanktuarium/Katakumbach, nas wysadził na środku ulicy, żebyśmy mogli dojść do kościoła Sw. Łucji i obejrzeć Caravaggia. Przenieśli go niestety z Placu Katedralnego, gdzie podziwiałam go w 2016r. W niektórych miastach (Ragusa, Syrakuzy) w sezonie krążą wieczorem i nocą darmowe autobusy po starówkach. Ruch samochodowy był w sezonie ograniczany w Syrakuzach, Ragusie i Modice, myślę, że w wielu innych miejscach też, ale tam byłam i widziałam tablice. W Modice obie słynne katedry są czynne cały dzień, bez obowiązkowej przerwy w południe. Wspaniałe rozwiązanie dla turysty. Ragusa jest bezproblemowa dla przyjeżdżających pociągiem lub autobusem z racji komunikacji publicznej w mieście. Co godzinę mały busik objeżdza całą Iblę, wyjeżdża z dworca autobusowego. Przyjechaliśmy autobusem z Katanii ( odjazd co godzinę) i natychmiast wsiedliśmy do busika. Odjeżdżał o równych godzinach. Straszona w różnych opisach uciążliwościami zdobywania Ragusy piechotą (te setki schodów!) i świadoma swoich ograniczeń, postanowiłam zacząć od o ogrodów i schpdzić, ewentualnie potem podjechać do Ragusy Superior. Ale spacer w górę i dół okazał sie niezbyt uciążliwy i weszłam spokojnie, chociaż powoli z Placu Republiki do Kościoła św. Łucji na punkt widokowy. Polecam, widok jest przedni. Kierowca busika, robiąc pętlę do dworca, zatrzymuje się na chwilę w miejscu wyjątkowo widokowym i zachęca do wyjścia i zrobienia zdjęcia. Nie wiem, czy tylko ten jeden nasz kierowca, czy też to tradycja, w końcu to komunikacja miejska, liniowa.
To był mój trzeci pobyt na Sycylii w ciągu 6 lat, w sumie spędziłam tam 28 dni. Był też najbardziej ulgowy turystycznie. Trochę żal tamtej Sycylii, bardziej zapyziałej, kiepsko zorganizowanej komunikacyjnie, z nieodgadnionymi godzinami otwarcia róznych ciekawych miejsc, ale zostało to, co najważniejsze – niezwykła życzliwość ludzi.