Wakacje na jachcie kojarzą się wielu osobom z bardzo drogim, wręcz luksusowym wypoczynkiem, popularnym wśród gwiazd sportu i show-biznesu, będącym w zasięgu wyłącznie dla najlepiej zarabiających. Ja również tak myślałam, dopóki sama nie zmierzyłam się z tematem. Taka niesamowita przyjemność może być alternatywą dla wczasów w dobrym hotelu lub apartamencie, oferując w bonusie możliwość przeżycia niezapomnianej przygody na morzu, blisko natury i zachwycających krajobrazów. Ile kosztuje rejs niewielkim, ale komfortowym jachtem i od czego zależy cena? Jak można zaoszczędzić i co warto wiedzieć, by dobrze się przygotować, nie być zaskoczonym oraz uniknąć błędów organizacyjnych? Oto relacja z tygodniowego rejsu jachtem żaglowym w gronie przyjaciół po północno wschodnim wybrzeżu Sardynii. Dla wszystkich czytelników bloga Italia by Natalia partner tego artykułu – Yachtic.com – przewidział drobne zniżki na czarter jachtów, nie tylko we Włoszech, ale na całym świecie, także na przyszły rok, o ile rezerwacji dokonacie jeszcze w lipcu. Szczegóły na blogu, zapraszam!
Nasze wakacje na jachcie żaglowym na Sardynii
Gdzie we Włoszech i w jakim terminie wybrać się na pierwszy, tygodniowy rejs jachtem? Nie zastanawiałam się długo, bo wybór był dla mnie oczywisty. Czas w końcu odwiedzić ostatni z dwudziestu włoskich regionów, w którym mnie jeszcze nie było, w dodatku słynący z zachwycająco pięknych plaż i fantastycznego morza. Decyzja zapadła jeszcze w zeszłym roku – będziemy żeglować po Sardynii, ale nie gdziekolwiek, tylko wzdłuż najbardziej urozmaiconego fragmentu wybrzeża, pełnego małych zatoczek, wysp i wysepek oraz znanego z niesamowitych kolorów wody. Wybrałam Costa Smeralda, czyli Wybrzeże Szmaragdowe. Termin – od 4 do 11 czerwca – również nie był przypadkowy, bowiem 6 czerwca obchodzimy z Arturem naszą rocznicę ślubu. Czy dla pasjonatów Italii jest lepszy sposób niż podróż, by uczcić taki dzień? Chyba tylko jeden – podróż marzeń, o której jeszcze do niedawna mieliśmy wyobrażenie, że raczej nigdy nie będzie w naszym zasięgu. Myliliśmy się.
Z przyjaciółmi raźniej
Lubię samotne podróże, podczas których skupiam wszystkie zmysły na odwiedzanych miejscach. Uwielbiam podróże w parze z mężem, bo możemy wspólnie przeżywać wspaniałe emocje i wspierać się, gdy wystąpią jakieś trudności. Czasem jednak najlepszym sposobem na niezapomnianą przygodę jest zorganizowanie jej w grupie przyjaciół, dlatego nie wahałam się, by zaprosić na rejs ekipę przyjaciół z Sycylii, których stali czytelnicy bloga znajdą doskonale: Olę Carollo, Asię Pióro, Kasię Strycharską i Tony’ego Savoca. Oprócz przyjaźni łączą nas również podobne podejście do podróżowania czy zbliżone gusty kulinarne, co w przypadku wyprawy na pokładzie łodzi jest szczególnie ważne.
Planowanie rejsu
Planując wakacje na jachcie musicie przede wszystkim wybrać nie tylko region, ale i miejsce, z którego wypłyniecie i do którego wrócicie. Jachty często czarterowane są z małych marin położonych z daleka od dużego miasta, dlatego należy przewidzieć czas na dojazd do takiego portu, a także koszty, np. na taksówkę, gdy komunikacja publiczna odpada. Warto również wziąć pod uwagę bliskość lotniska oraz dostępność lotów. Choć nasza marina znajdowała się niespełna 18 km od centrum Olbii, to dotarcie do niej było możliwe tylko prywatnym transportem, a dotarcie do największego miasta tej części Sardynii wcale nie było łatwe i szybkie. Ja i Artur przylecieliśmy z Poznania do Alghero z przesiadką w Bergamo, Ola, Tony i Kasia przylecieli również do Alghero bezpośrednim lotem z Palermo, ale musieli dojechać do Olbii prawie 140 km. W najlepszej sytuacja początkowo była Asia, która miała bezpośredni lot z Katanii do Olbii w dniu, w którym mieliśmy się spotkać, w dodatku już przed południem. Niestety na trzy tygodnie przed rejsem lot ten odwołano i ostatecznie Asia leciała z Katanii z przesiadką w Neapolu, a wracała na Sycylię przez Weronę!
Rezerwacja jachtu i formalności
Wybór jachtu
Gdy już wybierzecie obszar, na którym chcielibyście żeglować, następnym krokiem powinien być wybór łodzi. Tutaj kluczowym czynnikiem jest ilość osób, która ma wziąć udział w rejsie, a także budżet, jakim dysponujecie, gdyż z jachtami jest tak jak z samochodami: można jeździć małym i skromnym, a można też limuzyną. Wśród łodzi na wynajem, w tym oferowanych na stronie Yachtic.com, dostępne są następujące rodzaje:
- jachty żaglowe – jednokadłubowe łodzie, które – gdy warunki na to pozwalają – napędzane są siłą wiatru. To rodzaj jachtu najbardziej ekonomiczny w eksploatacji, ale wymagający również doświadczenia w obsłudze żagli;
- jachty motorowe – poruszają się wyłącznie dzięki silnikowi, są szybsze i mają mniejsze zanurzenie niż łodzie żaglowe;
- katamarany – stabilniejsze i oferujące znacznie większą przestrzeń, ale też droższe. Katamarany często również dysponują żaglami;
- gulety – łodzie żaglowe w starym stylu, oferujące bardziej komfortowe warunki zakwaterowania, niż tradycyjne jachty jednokadłubowe.
Proces rezerwacji
Nasz wybór padł na Dufour 430 Grand Large Billywig z mariny Punta Nuraghe w Porto Rotondo, wyprodukowany w 2020 roku. Łódź ta liczy 13,24 m długości i 4,30 m szerokości, posiada cztery kabiny dwuosobowe, dwie łazienki, salonik z kuchnią i piekarnikiem, stołem oraz kanapami, a także stół z kanapami na zewnątrz. Do tego grill gazowy, pięcioosobowy ponton z silnikiem oraz SUP, czyli modna w ostatnim czasie deska z wiosłem, na której można pływać np. na stojąco.
Formalności związane z czarterem rozpoczęły się krótko po rezerwacji. Wtedy należy sporządzić i przekazać operatorowi jachtu listę załogi wraz z danymi osobowymi każdego uczestnika. Z wyprzedzeniem trzeba też podać dane osoby, która weźmie odpowiedzialność za przebieg rejsu i bezpieczeństwo pasażerów oraz łodzi, czyli jednym słowem należy wybrać skipera – człowieka z patentem sternika morskiego. Wynajmujący muszą też wytypować swojego przedstawiciela, który będzie podpisywał dokumenty i odpowiadał za łódź wraz ze skiperem. Tym przedstawicielem byłam ja.
Przekazanie jachtu
Marina Punta Nuraghe w Porto Rotondo. Nasz jacht czekał przy pierwszym widocznym wyżej pomoście. Obok znajdują się piękna plaża oraz duży, darmowy parking.
Czartery jachtów możliwe są w turnusach tygodniowych od soboty do soboty, oczywiście także na dłużej niż tydzień. W pierwszym dniu łódź przekazywana jest klientowi do godziny 18:00, przy czym to górna granica. My weszliśmy na pokład już o 15:30, a wypłynęliśmy o 17:00. Skąd ta zwłoka? Operator jachtu – czyli właściciel bezpośrednio wynajmujący i przekazujący jacht na Sardynii – poinformował mnie, że nie ma kompletu dokumentów związanych z naszym czarterem i nie mogą nam wydać łodzi. To było dziwne, gdyż byłam przekonana, że wszystko zostało sformalizowane. Co więcej, przesyłałam ostatnie dokumenty kilka tygodni wcześniej. Na szczęście mimo późnego, sobotniego popołudnia pracownicy Yachtic.com, którzy od początku pilotowali temat, zadziałali błyskawicznie i rozwiązali problem. Później okazało się, że zawiniła komunikacja pomiędzy biurami operatora. Biuro w porcie nie otrzymało dokumentów od swojej centrali. Znając włoskie realia wcale mnie to nie dziwi, choć przyznaję, że owa sytuacja kosztowała mnie wiele stresu. Na szczęście po wypłynięciu z każdą minutą atmosfera stawała się lżejsza.
Płyniemy! Pierwsze godziny i pierwszy grill
Nadszedł długo wyczekiwany przez wszystkich moment, gdy w końcu zaczęły się nasze wakacje na jachcie. Ja i dziewczyny – wszystkie działające w branży turystycznej – liczyłyśmy bardzo na trochę wypoczynku, zanim znów będziemy pracowały całymi dniami od rana do wieczora. Artur latami marzył o takim rejsie wspominając, jak w dzieciństwie spędzał wakacje z rodzicami i rodzeństwem na małej żaglówce pod Bydgoszczą. Tony – wielki miłośnik łodzi – także czekał na sardyński urlop, podczas którego zamierzał odpocząć od codziennego gotowania w swoim lokalu w Palermo i spróbować sił m.in. w łowieniu ryb. Pierwszego dnia nie płynęliśmy długo. Po niespełna dwóch godzinach rzuciliśmy kotwicę w Golfo Marinella. Tego dnia mieliśmy w planach nocleg na kotwicy, czyli bez cumowania w porcie, co nie miałoby większego sensu zważywszy, że dopiero wypłynęliśmy. Pogoda niestety trochę się popsuła. Było ciepło i przyjemnie, ale słońce schowało się za chmurami niemal całkowicie, wyglądając tylko momentami. Opuściliśmy platformę kąpielową, która ma także kilka innych funkcji, w tym umożliwia wygodne korzystanie z pokładowego grilla gazowego.
I to jest właśnie odpowiedni moment, żeby przedstawić Wam siódmego członka załogi.
Nasz śpiewający kapitan. Poznajcie Alessandro Quartu
Zastanawiałam się, jaki on będzie. W teorii ludzie podejmujący pracę, w której kontakt z drugim człowiekiem jest częsty i intensywny, powinni być ciepli i otwarci, ale czy tak na pewno będzie? Przez pierwsze dwie godziny Alessandro wydawał się raczej poważny i zdystansowany, choć zarazem pogodny i serdeczny. Myślę, że musiał nas najpierw wyczuć i zorientować się, czy ma do czynienia ze sztywniakami, czy wprost przeciwnie. Pierwszym momentem przełomowym były przygotowania do grilla, kiedy Alessandro zaczął śpiewać i udawać, że na tymże grillu – jeszcze pustym – miksuje muzykę. To było genialne, wszyscy się śmiali i podchwycili temat. Okazało się, że jedną z pasji naszego kapitana jest właśnie śpiew, którym raczył nas do końca rejsu.
Tego wieczoru jednak nie usiadł z nami do stołu, wybrał miejsce z boku i tam zjadł. Pomyślałam, że pewnie tak zazwyczaj to wygląda. Następnego dnia jednak, zanim nadeszła pora obiadu, Alessandro już się nie dystansował. Szybko złapaliśmy fajny kontakt, który z każdym kolejnym dniem stawał się coraz cieplejszy. Traktowaliśmy go jak naszego kumpla, a nie faceta z obsługi.
Bardzo szybko też poinformował nas, że on nie jest tylko skiperem, jest kapitanem pełną gębą i mógłby równie dobrze dowodzić wycieczkowcem. To było dla niego bardzo ważne, abyśmy zrozumieli różnicę. Trafił nam się facet nie tylko sympatyczny i bardzo kontaktowy, ale w dodatku o ogromnym doświadczeniu, a przy okazji chętnie śpiewający i tańczący. Uprzedzając Wasze pytania, które już się pojawiały. Alessandro – rodowity Sardyńczyk – obsługuje rejsy wyłącznie na Sardynii i Korsyce, nie pływa w innych regionach Włoch. Natomiast zimą pływa na Karaibach, wiec gdyby ktoś chciał go tam zatrudnić, to polecam.
Ale że co? Nie będzie kawy? Mamma mia!
Wróćmy jeszcze do pierwszego grilla, bo akcji, która miała miejsce po kolacji nie zapomnę do końca życia. Jak większość z Was zapewne wie, włoskim zwyczajem pija się kawę po posiłku, nawet po późnej i obfitej kolacji. No więc skończyliśmy jeść, wszyscy są zadowoleni, ja siedzę akurat tak, że widzę całą czwórkę z Sycylii, gdy ktoś rzuca, że czas zaparzyć kawę. Na to odzywa się Alessandro, że na łodzi nie ma moki, czyli tego zaparzacza do kawy, który znajduje się na wyposażeniu każdego włoskiego domu, przynajmniej w ilości jednej sztuki. W tej chwili na twarzach moich towarzyszy zaczęły się malować na przemian niedowierzanie, strach i przerażenie. Nie będzie kawy? Niemożliwe! Przecież gdy robiliśmy zakupy przed rejsem, to jako pierwsze i najważniejsze w koszyku wylądowały dwie paczki Lavazzy, a teraz nie ma ich jak przygotować? Wtem narodził się pomysł, że trzeba zwodować ponton i popłynąć szukać baru. To nic, że było już ciemno, bez kawy ani rusz. Popłynęliśmy, nie znaleźliśmy baru, ale trafiliśmy na wesele. Uprzejmy restaurator wyraził zrozumienie i przygotował kawę, po uprzednim zamówieniu drinków.
Wakacje na jachcie – nasze plany a rzeczywistość
Już w momencie wypływania Alessandro powiadomił nas, że trzeba zmienić pierwotne plany i zrezygnować – przynajmniej w pierwszych dniach – z płynięcia na wyspy archipelagu La Maddalena. Powodem były duży wiatr i bardzo wysokie fale na tym obszarze. Istniała szansa, że pod koniec rejsu uda się zobaczyć wysepki, ale na razie musieliśmy zmienić kierunek i udać się na południe, co też uczyniliśmy.
Drugi dzień jednak przywitał nas brakiem słońca, więc znów musieliśmy pogodzić się z brakiem pięknych widoków w pobliżu niezwykle malowniczych wysp Tavolara i Molara. Na szczęście mieliśmy tędy wracać, więc nie martwiłam się zbytnio. Zaskoczyło nas, że mimo braku słońca woda miała piękny kolor.
Już pod wieczór z nieba zniknęły chmury, racząc nas pięknym zachodem słońca, gdy wpływaliśmy na postój do pierwszej mariny.
Takie rzeczy tylko w Italii, czyli pływający bar
Jednak zanim wyszło słońce i dopłynęliśmy do portu, los jakże się uśmiechnął do moich współtowarzyszy kawomaniaków. Krótko po tym, gdy rzuciliśmy kotwicę przy wyspie Molara, pomiędzy stojącymi tam łodziami wyłoniła się taka, której nie spodziewałby się nikt, no może poza Alessandro, choć on również wydawał się zaskoczony. Pływający bar krążący od jachtu do jachtu, sprzedający kawę z ekspresu, granitę i lody własnej produkcji, drinki i przekąski. Okazało się, że dwóch braci wpadło na pomysł takiego biznesu i strzelili w dziesiątkę.
Kolejne dni rejsu
Kolejne dni przyniosły nam fantastyczne wrażenia, na które liczyliśmy przylatując na Sardynię. Niebo już do końca wyprawy było niemal bezchmurne, widoczność doskonała, woda niesamowicie piękna, a odwiedzane plaże po prostu rajskie. W pewnym momencie opuściliśmy już granice Costa Smeralna i udaliśmy się kawałek niżej, w kierunku zatoki Orosei. Mijaliśmy zaledwie pojedyncze jachty, cieszyliśmy oczy pięknym kolorem wody i zatrzymywaliśmy się przy cudnych plażach, m.in. Isuledda czy Berchida.
Pływaliśmy, snurkowaliśmy, bawiliśmy się na desce z wiosłem i korzystaliśmy z pontonu, by dopłynąć na plaże.
Tony i Artur próbowali łowić ryby, jednak bez powodzenia. Mimo to przesiadywali godzinami pociągając za żyłkę i twierdząc, że jest to bardzo relaksujące.
Udało nam się zobaczyć wyspy Tavolara oraz Molara w pełnym słońcu, a na samej Tavolarze ja i Kasia poszłyśmy na spacer.
Obiady jadaliśmy na pokładzie jachtu, na kolacje chodziliśmy do restauracji w odwiedzanych portach, a na włoskie śniadania i aperitivo do barów.
Kapitan i jego pomocnicy
Tony i Artur bardzo szybko zaczęli z własnej inicjatywy pomagać Alessandro, m.in. rzucali i podnosili kotwicę, wodowali a następnie wciągali ponton i SUP-a, a Tony załapał się nawet na wciąganie żagla na maszt. Jak na facetów w tym wieku (Artur po czterdziestce, Tony po pięćdziesiątce) mieli z tego niesamowitą radochę, zupełnie jak dzieci w wesołym miasteczku. Kapitan mianował ich primo e secondo marinaio, czyli pierwszym i drugim marynarzem. Chłopaki złapali świetny kontakt i zawiązali sztamę. Żartowali sobie siedząc we trzech i sącząc piwo, że są na pokładzie z czterema samicami alfa, a oni – biedne żuczki – nie mają nic do powiedzenia, rządzą kobiety i pozostaje im już tylko sardyńska birra Ichnusa, żeby z nami wytrzymać.
Wakacje na jachcie i przymusowy postój w porcie
Choć piękne słońce i wysokie temperatury towarzyszyły nam już do końca rejsu, to w pewnym momencie silny wiatr oraz wysoka fala dotarły także na Szmaragdowe Wybrzeże i dalej na południe. Oznaczało to, że musimy gdzieś się schronić, podobnie jak inne jednostki. Alessandro dał nam do wyboru dwie mariny: Puntaldia, w której spaliśmy drugiej nocy oraz Porto Ottiolu, w której akurat byliśmy. Wszyscy byliśmy zgodni, że wybieramy drugą. Porto Ottiolu bardzo przypadło nam do gustu, m.in. za sprawą pięknej plaży, fajnego klimatu miasteczka oraz dużego wyboru lokali gastronomicznych. Bawiliśmy się tutaj naprawdę dobrze.
Nie oznaczało to, że jesteśmy całkowicie uziemieni. W pierwszy dzień, gdy wiatr i fala dopiero się wzmagały, Alessandro – mający ogromne doświadczenie – odważył się wypłynąć na pół dnia, dzięki czemu wróciliśmy na Tavolarę i Molarę. Drugiego dnia nie było już szans na wypłynięcie, dlatego postanowiliśmy wybrać się na wycieczkę lądową. Nasz wybór padł na oddalony o 19 km Nuraghe San Pietro. Nuragi to starożytne budowle w formie stożkowatej wieży, wznoszone na Sardynii przez Nuragijczyków. Najstarsze tego typu obiekty szacowane są na XV wiek p.n.e. Charakterystyczną ich cechą jest to, że wieża wznoszona była z kamieni układanych bez użycia zaprawy. Do nuragu dojechaliśmy taksówką.
Powrót przez trzymetrowe fale
Ostatni pełen dzień rejsu przyniósł nam nie lada przygodę. Choć morze nadal było niespokojne, to nie mieliśmy wyjścia, musieliśmy wypłynąć i wrócić do Porto Rotondo. Alessandro zdecydował, że każdy przebywający na pokładzie musi mieć na sobie kamizelkę ratunkową, a przenosząc się poza kanapy musi się dodatkowo przypiąć liną. Fale liczyły średnio 3 m i rejs nie był niebezpieczny, ale prawdopodobnym było, że nie wszyscy zniosą go dobrze. Tylko Kasia odpuściła na samym początku i postanowiła walczyć o przetrwanie w swojej kajucie, reszta z uśmiechami na ustach trwała na posterunkach, gdy nasz Billiwig skakał po pierwszych większych falach. Jako pierwsza wymiękła Ola i opuściła nas nie wyłaniając się z kabiny aż do momentu postoju na obiad w zatoce koło bardzo popularnego kurortu Golfo Aranci. Tony – początkowo zachwycony – zaczął się źle czuć, ale walczył dzielnie i nie poddał się niemal do końca. Tylko ja, Artur, Asia i Alessandro mieliśmy w pełni radochę z tańca na grzbietach fal i żałowaliśmy, że nie pobujało jeszcze mocniej. Co ciekawe Artur po tej przygodzie wyleczył się z choroby lokomocyjnej w autobusach, na którą cierpiał od dziecka. To dopiero niespodzianka!
Zatoka koło Golfo Aranci
To była przysłowiowa kropka nad „i”. Moje ulubione skrzydlate modelki przyleciały pozować mi do zdjęć
Oddanie jachtu i formalności końcowe
Powrót do portu macierzystego odbywa się nie w soboty, a w piątki do godziny 17:00, czyli dnia siódmego. Jest kilka powodów, dla których obowiązują takie zasady. Przede wszystkim ekipa sprzątająca musi mieć kilka godzin, by przygotować łódź do wydania kolejnym klientom, stąd też oględziny jachtu i sprawdzenie jego stanu technicznego muszą się odbyć w piątek wieczorem. Sprawdzane jest zarówno wnętrze, jak i urządzenia nawigacyjne oraz liny. Przeglądu dokonuje pracownik operatora wraz ze skiperem. Co ciekawe i dla nas okazało się zaskakujące, odbywa się również przegląd jachtu pod linią zanurzenia, który przeprowadza nurek. Naturalnie mając czarter do soboty można zostać na łodzi. W naszym przypadku podzieliliśmy się: Kasia, Tony i Ola, którzy wracali w sobotę na Sycylię, woleli opuścić jacht już w piątek i przenocować w hotelu w Olbii, między innymi po to, by po wykwaterowaniu móc zostawić bagaże w przechowalni do późnego popołudnia. Ja, Artur i Asia zamierzaliśmy kontynuować podróż po Sardynii, dlatego z chęcią zostaliśmy na jachcie do soboty. Spędziliśmy ten czas naprawdę fantastycznie. Najpierw wszyscy razem z Alessandro wybraliśmy się do pobliskiego baru na pożegnalne aperitivo, a później nasza trójka najpierw wyciągnęła się na pięknej plaży przy marinie, a później poszła do restauracji. W międzyczasie około godziny 19:00 ja i Alessandro podpisaliśmy protokół zdania jachtu. Operator nie miał żadnych uwag.
Pierwsze wakacje na jachcie, czyli o naszych błędach
Zbyt ambitne plany
Listę popełnionych błędów otwieram tym największym i wyłącznie moim, czyli zbyt ambitnym planem. Na lądzie niemal wszystko zależy od nas. Jeśli wyznaczymy sobie trasę pieszą na dany dzień, to wykonanie planu będzie zależało w 99% od tego, czy damy radę i ewentualnie zaciśniemy zęby oraz zapanujemy nad zmęczeniem. Na morzu niewiele zależy od nas. Gdy jest dobra pogoda, to możemy wiele, ale gdy psuje się pogoda, to nic nie jesteśmy w stanie na to poradzić. Poza tym życie na łodzi rządzi się własnymi prawami. Jacht porusza się wolniej, niż samochód, kapitan potrzebuje przerwy na odpoczynek także w ciągu dnia, a obiadu nie gotuje się w ruchu, przynajmniej na jachtach żaglowych, bo w razie nagłego zwrotu można wywalić sobie garnek wrzątku na nogi. Na czas szykowania obiadu należy się zatrzymać, a to z kolei godziny, w trakcie których się nie przemieszczamy. Do marin także nie można przypłynąć w środku nocy, bo wieczorem są one zamykane. Nie wiedziałam tego wszystkiego i zaplanowałam znacznie więcej, niż moglibyśmy zrealizować, nawet przy idealnych warunkach. Drugi raz nie popełnię już tego błędu.
Zbyt duże zakupy
Błąd całej ekipy polegał na chaotycznych zakupach. Tutaj muszę dodać, że ja chciałam wcześniej omówić ten temat i przygotować listę, ale w praktyce nikt nie miał czasu przed podróżą, by ten temat przegadać. Z drugiej strony spodziewałam się, że w marinach będzie znacznie drożej i przekonywałam ekipę, że warto zrobić większe zakupy w Olbii. Miałam na myśli głównie La Maddalena, bo z doświadczenia wiem, jak wyglądają ceny na małych wyspach. Duże zakupy były oczywiście trafnym posunięciem, bo od razu mieliśmy wszystko, co mogło się przydać, ale powinniśmy wcześniej przygotować listę. Przesadziliśmy z ilością, w efekcie część nieotwartych produktów przekazaliśmy w ostatni dzień obsłudze portu, aby zabrali żywność do domu. Okazało się, że w sklepach spożywczych w odwiedzanych przez nas marinach ceny nie były dużo wyższe, niż w Olbii.
Ręczniki, ach te ręczniki!
Ręczniki czekały na nas na łóżkach, piękne, pachnąc i śnieżnobiałe, tyle tylko, że wszystkie takie same. Ponieważ w kabinie nie ma możliwości suszenia ręczników, to wywieszaliśmy je na pokładzie. Tam jednak po kilku dniach totalnie się wymieszały i nie było widomo, który jest czyj. Śmialiśmy się z tego żartując, że nasza znajomość przeszła tym samym na wyższy poziom. Znamy się wszak od dawna, odwiedzamy w domach, korzystamy z tych samych łazienek, ale ta sytuacja była nowością. Dlatego uwierzcie mi, że warto zadbać o zapewnienie sobie dodatkowej zmiany ręczników w połowie rejsu, a dobrym sposobem na uniknięcie pomyłek jest po prostu zabranie własnych ręczników, w dodatku kolorowych lub we wzory tak, aby odróżniały się od ręczników współtowarzyszy.
To warto wiedzieć planując wakacje na jachcie
Po jachcie chodzi się boso
Kto pływał już choćby na jednodniowe wycieczki jachtami ten wie, ale dla wielu fakt ten może być zakończeniem. Chodzi o ochronę nawierzchni podłogi.
Używanie papieru toaletowego
Tak, to jest z pewnością ten moment, który może zniechęcić bardzo wrażliwych. Otóż na jachtach – a przynajmniej tych mniejszych – zużyty papier toaletowy należy wyrzucić nie do sedesu, a do worka na śmieci. Również ten po dwójce. Następnie zawartość sedesu nie jest tradycyjnie spłukiwana, a zasysana, co wiąże się z wydawaniem przez pompę głośnego i długiego dźwięku. Jednym słowem nie ukryjecie dyskretnie przed towarzyszami, co robiliście w łazience.
Kuchnia na pokładzie
Kuchnia, jej funkcjonalność i wyposażenie – nie licząc braku moki – były dla nas pozytywnym zaskoczeniem. Bardzo pakowne szafki i lodówka pomieściły wszystko, co przywieźliśmy z supermarketu z Olbii i jeszcze zostało miejsce, by schłodzić wino i piwo. Kuchenka jest ruchoma w taki sposób, by zawsze – bez względu na nachylenia łodzi – trzymała poziom. Nie chodzi o gotowanie podczas wykonywania manewrów, a o niwelowanie skutków kołysania łodzią podczas postoju poza marinami.
Kajuty
Kajuty na tej klasie jachtów są małe i nie ma co owijać w bawełnę. Oczywiście zostały tak zaprojektowane, by mimo niewielkich rozmiarów zapewnić maksimum przestrzeni do schowania rzeczy, ale kto liczy na komfort i rozmiary pokoju hotelowego, ten będzie rozczarowany. Kajuta na jachcie służy tylko do spania i przechowywania rzeczy, życie toczy się na pokładzie i w kuchni.
Bagaż, czyli jak się spakować na rejs jachtem
Przede wszystkim na łódź tych rozmiarów nie możecie zabrać dużej, sztywnej walizki, bo nie zmieścicie jej do pokoju. Także małe walizki kabinowe będą problematyczne. Dziewczyny w swoich kajutach rufowych nie były w stanie schować kabinówek, w wyniku czego podróżowały one pod stołem w kuchni. Ja z Arturem mieliśmy tylko jedną sztywną kabinówkę i akurat w kajucie dziobowej jedną szafkę, do której walizka ta na styk się zmieściła. Dlatego wybierając się na rejs warto postawić na torby miękkie, które zwiniecie w kulkę i wrzucicie do szafy. Odnośnie ciuchów, to bez względu na porę roku trzeba mieć przynajmniej cienką kurtkę chroniącą przed wiatrem, jedne długie spodnie i jedne pełne buty. Uwierzcie, że się przydały.
Łazienki na jachcie
Łazienki – podobnie jak kajuty – są małe, ale pomysłowo rozwiązane. Przed rejsem miałam obawy oglądając zdjęcia, że w takiej malutkiej łazience będę się czuć niekomfortowo. W rzeczywistości byłam pozytywnie zaskoczona, szczególnie, że korzystałam z tej mniejszej łazienki koło kajuty dziobowej.
Zamykanie szafek
Taki szczegół, ale wszystkie szafki oraz szuflady – w tym szuflady lodówki – posiadają blokady, które bezwzględnie należy stosować, gdy łódź płynie. Początkowo jest problem z pamiętaniem o tym, ale z czasem wchodzi to w nawyk.
Czy warto zawijać do portów?
Powiedziałabym, że wręcz trzeba i nie mam na myśli jedynie sytuacji, gdy skończy się słodka woda w zbiornikach jachtu. Porty warto odwiedzać z wielu powodów, m.in. dlatego, że wtedy każdy może pójść w swoją stronę i odpocząć trochę od współtowarzyszy podróży. W porcie łódź ładuje akumulatory, zrzuca nieczystości, uzupełnia wodę i paliwo, ale też korzysta z napięcia prądu z sieci portowej. Dlaczego to jest ważne?
Prąd na pokładzie
Z prądem na pokładzie sprawa jest nieco skomplikowana. Nasza łódź posiadała zarówno klasyczne gniazdka okrągłe, jak i gniazdka USB. Gdy jacht stał na morzu, prądu nie było w żadnym z nich. Gdy jacht płynął, prąd był w gniazdkach USB, czyli można było naładować np. telefon lub powerbank. Jednak prąd w gniazdkach okrągłych był tylko wtedy, gdy jacht podłączony został do sieci portowej. Czy to jest problem? To zależy. Dla dziewczyn jedyną niedogodnością z tego wynikającą był brak możliwości uruchomienia suszarki do włosów, gdy byliśmy na morzu. Ja dodatkowo potrzebowałam ładować baterie do drona oraz korzystać z laptopa, więc musiałam się tak zorganizować, by wykorzystywać maksymalnie czas spędzany w marinach.
Łazienki w portach
W porcie można również skorzystać z łazienek, które są przewidziane dla osób podróżujących jachtami. W zależności od mariny załoga otrzymuje klucz, kartę lub kod, które otwierają drzwi. W takiej łazience znajdują się nie tylko normalne toalety, ale też umywalki i prysznice. Zakładając, że codziennie będziecie przybijać do portu, to w zasadzie z prysznica na jachcie korzystać nie trzeba. Dodam jeszcze, że wchodząc na jacht po kąpieli w słonej wodzie można się opłukać korzystając z prysznica znajdującego się tuż przy wejściu.
Internet na pokładzie
To była przykra niespodzianka, gdyż w opisie jachtu znajduje się informacja, że łódź zapewnia wifi. Niestety w praktyce okazało się, że jesteśmy zdani wyłącznie na sieć w swoich telefonach. Alessandro był wręcz zaskoczony, gdy pytałam o wifi. Jeśli jest to dla Was kwestia bardzo ważna, to rezerwując jacht poproście jeszcze o potwierdzenie, czy wifi będzie dostępne.
Okna w kabinach
Kajuty na tego typu jachtach – oprócz małych, nieotwieralnych okien z boku – mają jeszcze otwierane okienka w suficie, podobnie jak łazienki i salon. Gdy jacht płynie, okna te muszą być zamknięte, tak samo jak podczas porannego mycia pokładu wodą z węża. Warto na to zwracać uwagę.
Dyscyplina na pokładzie
Wynajmujący jacht wybiera kierunek rejsu i decyduje, dokąd chce płynąć. Jednak to kapitan ponosi odpowiedzialność, zarówno za bezpieczeństwo załogi, jak i łodzi. Dlatego to właśnie on ma zawsze decydujące zdanie, on wie, czy w dane miejsce można dopłynąć. Na Sardynii – ale nie tylko – niektóre obszary są objęte strefą morską chronioną (area marina protetta) i nie wolno na nie wpływać. Kapitan sprawdza na bieżąco pogodę na specjalnej aplikacji dla żeglarzy i ocenia, czy wysokość oraz kierunek fal pozwalają płynąć. Może on również podejmować decyzje, którym każdy członek załogi musi się podporządkować, na przykład konieczność założenia kamizelek ratunkowych przy wysokiej fali, przypięcie się liną czy zakaz poruszania się po górnym pokładzie.
Świadczenia na rzecz skipera
Bardzo ważnym elementem planowania rejsu jest zrozumienie tej kwestii. Nawet na mniejszych łodziach kapitan musi mieć kabinę na wyłączność, no chyba, że wynajmujący zdecyduje się zatrudnić także hostessę dbającą o czystość i przygotowującą posiłki, to wtedy dzielą oni jedną kabinę. Jest na jachcie taka mała kajuta z piętrowym łóżkiem, przewidziana właśnie dla personelu. Skiper jest żywiony na koszt wynajmującego i dotyczy to zarówno jedzenia w trakcie rejsu, jak i wyjść do restauracji. Ponadto nie można od niego wymagać gotowania i sprzątania. Zadaniem skipera jest dbanie o łódź, ale jedynie pod kątem technicznym i użytkowym.
Czy wakacje na jachcie to luksus tylko dla milionerów?
Absolutnie nie! Mało tego, może się okazać, że rejs w grupie przyjaciół lub rodziny będzie zbliżony cenowo lub nawet tańszy, niż wakacje all inclusive w dobrym hotelu. Oczywiście dużo zależy od oczekiwań względem łodzi. Jednostki z ogromnymi salonami, kajutami wielkimi jak pokoje w willi i jacuzzi na górnym pokładzie rzeczywiście są poza zasięgiem finansowym większości ludzi, ale już łódź taka, jaką my płynęliśmy – wprost przeciwnie. Czas na konkrety.
Termin rejsu
Jeśli odpuścicie rejs w lipcu czy sierpniu, gdy ceny – jak wszędzie w sektorze turystycznym – osiągają roczne maksimum, to nie tylko zapłacicie mniej za wynajem łodzi, ale też unikniecie tłoku na morzu i w zatoczkach, o marinach nie wspominając. Opłata za tygodniowy czarter naszego jachtu w pierwszej połowie czerwca 2022 r. oscylowała w granicach 2500 euro, ale już w drugiej połowie lipca czy na początku sierpnia 6000 euro, czyli ponad dwukrotnie więcej. Z kolei w pierwszym tygodniu września cena tej łodzi to około 4400 euro, ale już w pierwszym tygodniu października 2300 euro. Po cenach widać, jak kształtuje się szczyt sezonu. Tutaj muszę dodać, że lipiec i sierpień to nie tylko największe zainteresowanie czarterami z uwagi na wakacje, ale też w teorii największa gwarancja pogody i nie mam na myśli słońca zamiast deszczu, ale warunki na morzu. Jak pisałam wyżej, podczas naszego rejsu morze przez kilka dni było niespokojne, a przez jeden dzień całkowicie uniemożliwiało żeglowanie. Z kolei w następnym tygodniu w tej części Sardynii morze było idealne, ale w innej części wzburzone, tak więc jest to po prostu loteria, z tym że miesiące takie jak maj czy październik niosą ze sobą większe ryzyko wzburzonego morza. Co trzeba doliczyć do tych kosztów?
Usługi skipera
Przede wszystkim wynagrodzenie skipera, jeśli będziecie go potrzebować. Doświadczony kapitan na małej łodzi to koszt około 1250 euro tygodniowo, ale można też znaleźć tańsze oferty, szczególnie wśród osób młodszych stażem. Jeżeli w Waszej ekipie znajdzie się ktoś z patentem sternika morskiego, to nie dość, że odpadną koszty tego wynagrodzenia, to jeszcze pozostaje jedna kabina więcej do zagospodarowania, a to oznacza, że koszty rozkładają się aż na 8 osób.
Pozostałe wydatki
Poza kosztem samego czarteru oraz usługami skipera należy doliczyć:
- koszt wynajmu silnika do pontonu, który w przypadku naszej łodzi i jej małego pontonu wynosi 120 euro.
- koszty paliwa, zależne od pokonanych odległości i częstotliwości używania żagla. My spaliliśmy paliwa za około 150 euro, przy czym jeden dzień staliśmy w porcie, ale też na pełnych żaglach pływaliśmy tylko półtora dnia i może z półtora dnia na mniejszym żaglu. Tego nie da się przewidzieć z dużą dokładnością.
- koszty postoju w marinach, które zależą głównie od lokalizacji. W naszym przypadku było to nie więcej niż 50 euro za dobę za kompleksową usługę, ale gdybyśmy dopłynęli zgodnie z planem na La Maddalena, to tam te opłaty z pewnością byłyby wyższe, jak wszystko na małych wyspach.
- dodatki, takie jak dzierżawa np. SUP-a (deski z wiosłem), którego wynajmem to 100 euro za tydzień, ubezpieczenie (różne pakiety), czy choćby obecność psa na pokładzie, co też jest możliwe. Dodatkowo płatne są również pościel i ręczniki, ale ich wynajem nie jest konieczny, można zabrać własne. Co do pościeli to moim zdaniem nie ma sensu kombinować, natomiast odnośnie własnych ręczników – tak jak napisałam wcześniej – rozważyłabym tą opcję na przyszłość, ale nie ze względów finansowych.
- wyżywienie jest kwestią bardzo indywidualną. Można chodzić codziennie do drogich restauracji, ale też jedynie na pizzę. Można również ograniczyć się do zakupów w supermarketach i posiłków przygotowywanych tylko na łodzi, czyli analogicznie, jak np. wynajmując willę czy apartament. Koszty żywienia skipera nie są szczególnie odczuwalne w przypadku posiłków jedzonych na łodzi. Jeśli gotuje się dla grupy, to nie ma wielkiej różnicy pomiędzy sześcioma a siedmioma osobami.
Podsumowanie kosztów
Zakładając, że wynajęlibyście ten sam jacht w tym samym terminie z usługami doświadczonego skipera, doliczając wspomniane wyżej dodatki i zakładając, że popłynie sześcioosobowa ekipa, wynajmiecie SUP-a i silnik do pontonu oraz wykupicie ubezpieczanie, to koszt na osobę bez wyżywienia oscyluje w granicach 800 euro, czyli około 3600 zł, a bez skipera i w osiem osób jest to mniej więcej 560 euro, czyli około 2500 zł. W pakiecie otrzymujecie niesamowite wrażenia, które są moim zdaniem ogromną wartością dodaną, szczególnie w przypadku osób kochających morze. Co jeszcze można zrobić, by zaoszczędzić na czarterze? Zajrzyjcie do tego artykułu. Ceny wymienione powyżej są aktualne na dzień pisania artykułu – tj. 1 lipca 2022 r. – i w każdej chwili mogą ulec zmianie.
Czas na Wasze wakacje na jachcie! Łapcie zniżkę
Kochani! Każdy, kto do 31 lipca 2022 r. włącznie zarezerwuje na stronie Yachtic.com dowolny jacht w dowolnej lokalizacji – także poza Włochami – i w dowolnym terminie – także przyszłorocznym – podając hasło Italia by Natalia, otrzyma 50 euro rabatu na wybrany rejs. Hasło należy wpisać w polu „Uwagi do rezerwacji”. W razie jakichkolwiek pytań i problemów piszcie śmiało do Yachtic.com.
Nasze wakacje na jachcie – relacja filmowa
Zapraszam Was do obejrzenia 12-minutowego reportażu filmowego z naszego rejsu, w którym pokazuję wiele z tego, o czym wyżej mogliście przeczytać. Dajcie również znać w komentarzach, jak Wam się podoba nowy standard filmów, który tym klipem chciałabym zapoczątkować. Także na blogowym Instagramie w sekcji zapisanych relacji pod nazwą „Sardynia 2022” znajdziecie Stories, które publikowałam będąc na wyspie, nie tylko w trakcie rejsu.
Post powstał we współpracy z Yachtic.com
- Zaobserwuj blogowy profil na Instagramie;
- Dołącz do obserwujących fanpage'e bloga na Facebooku;
- Dołącz do blogowej grupy na Facebooku;
- Obserwuj mnie na Twitterze;
- Subskrybuj kanał na YouTube;
- Jestem również na Tik Toku;
- Moje e-booki znajdziesz w blogowym sklepie internetowym;
- Moje drukowane książki znajdziesz np. w Empiku.
Super przygoda ! Przepiękne plaże i widoki. przy okazji byłabym wdzięczna za podpisywanie zdjęć zwłaszcza z cudownymi plażami 😉 Przymierzam się do Sardynii, ale zależy mi na ciepłej wodzie (więc pewnie południe) i urokliwym miasteczku (najlepiej ze starym miastem). Unikam sierpnia, ale tym razem chyba będzie to początek lipca. Czy myślisz, że będzie już mega drogo i tłocznie? Czy masz może jakąś wskazówkę? Pozdrawiam i życzę udanych podróży. p.s. Świetny blog. Tak trzymać.