Ustica – czarny okruch lądu na bezkresnym morzu. Co zobaczyć na wyspie Ustica?

Ustica Port w zatoce Santa Maria wyspa Ustica na pierwszym planie zatoka z lodziami rybackimi

Na otwartym morzu, samotna i oddalona od jakiegokolwiek innego lądu, wynurzyła się przed wiekami z głębin Ustica – dzieło wulkanu, który stworzył tu surowy, ale niezwykle różnorodny krajobraz. Wyspa to raj dla miłośników nurkowania i jedno z najpiękniejszych miejsc w Europie, gdzie można zanurzyć się w krystalicznych wodach, eksplorując podwodną faunę i florę, jaskinie oraz spoczywające na dnie wraki. Fale we wszystkich możliwych odcieniach turkusu i szmaragdu nie obmywają piaszczystych plaż, bo takich tu nie ma, lecz z impetem rozbijają się o poszarpane skały. Tutejsi ludzie, serdeczni i dumni ze swojej wyspy, z radością witają tych, którzy pragną poznać jej piękno. Miejscowy przewodnik Vittorio określa Usticę mianem l’isola da scoprire – wyspy do odkrycia, co jest nader trafne.

Powyższy akapit oraz tekst zamieszczony poniżej to fragmenty rozdziału o wyspie Ustica z książki „Wyspy wokół Sycylii. Kraina wiatru i wulkanów„, w której w podobny sposób opowiadam o każdej z czternastu małych, zamieszkanych wysp znajdujących się administracyjnie w regionie Sycylia. Wyspy Liparyjskie (Vulcano, Lipari, Salina, Panarea, Stromboli, Filicudi, Alicudi), Ustica, Wyspy Egadzkie (Levanzo, Favignana, Marettimo), Pantelleria i Wyspy Pelagijskie (Lampedusa i Linosa) – 504 strony i prawie 300 kolorowych zdjęć. To pierwsza i jedyna książka o tej tematyce, nie tylko w Polsce.

Półtorej godziny wodolotem z Palermo

Półtorej godziny rejsu wodolotem lub dwie i pół godziny rejsu promem, 67 km na północ od Palermo ręka matki natury stworzyła wyspę zupełnie inną od pozostałej trzynastki. Niewielka, dość płaska, jedyna z wysp wokół Sycylii, która jest naprawdę samotna. Jeszcze tylko Pantelleria nie tworzy archipelagu z innymi wyspami, ale za to jest niemal dziesięciokrotnie większa i znacznie lepiej skomunikowana ze światem. Usticę, uformowaną ze skał bazaltowych i tufu, wyróżnia spośród reszty sycylijskich wysp wulkanicznych proces jej powstania, zapoczątkowany blisko miliona lat temu na głębokości około 3000 m pod powierzchnią Morza Tyrreńskiego. Wyspa jest efektem powolnego rozsuwania się dna morskiego. Jak na tak odosobnione miejsce w zamierzchłej przeszłości sporo się tutaj działo. Dzięki postępowi nauki za pomocą m.in. georadaru przeprowadzono niedawno nieinwazyjne badania, w wyniku których dokonano odkrycia pozostałości muru o wysokości 5 m i długości 250 m, pochodzącego z epoki brązu. Mur znajduje się w obrębie stanowiska archeologicznego Villaggio dei Faraglioni, na północnych krańcach tegoż lądu. Ustica częściej niż inne wyspy była też miejscem zsyłki skazanych za najróżniejsze przewiny, zarówno przestępców i więźniów politycznych, jak i buntowników.

„Nazajutrz, nacieszywszy się wspaniałym bardzo na morzu wschodem słońca, ujrzeliśmy najprzód samotną wysepkę Ustykę, którą Grecy nazywali Osteodes, od wielkiej liczby kości ludzkich, które tu znaleziono, zaciężne albowiem z cudzoziemców wojsko Kartagów, zniechęcone na swoich panów za to, iż mu dawno zaległego żołdu nie płacono, wytrzymanymi w świeżej wyprawie znojami wśród niedostatku i nędzy jeszcze więcej rozdrażnione, postanowiło przy najpierwszej sposobności podnieść rokosz i z orężem w ręku krzywd swoich dochodzić. Uwiadomieni o tym Kartagowie jakimciś pozorem wysadzili ich na Ustykę i tu porzucili, gdzie też wszyscy z głodu pomarli i kośćmi swymi wyspę zasłali”.

Michał Wiszniewski, „Podróż do Włoch, Sycylii i Malty”

moje trzy podróżnicze książki

Ten niezapomniany wrześniowy tydzień

Przybywających dziś na wyspę witają czarne skały porośnięte zielonymi sosnami oraz niskie domy o pastelowych kolorach, które spływają ze wzgórza w kierunku portu. Tam, przy małej plaży, miejscowi rybacy i ludzie żyjący z pracy na morzu cumują swoje niewielkie łódki.

Na Usticę przypłynęłam w ostatnim tygodniu września, gdy kalendarz wskazywał już początek jesieni, lecz zarówno temperatura powietrza, jak i wody z całą stanowczością zaprzeczały rzekomemu odejściu lata. W porcie czekała na mnie Carmela – kobieta, u której zarezerwowałam nocleg na trzy doby. Wraz ze mną tym samym wodolotem przypłynęła samotnie podróżująca Sycylijka z Palermo, która – jak się wkrótce okazało – miała zostać moją sąsiadką. Gospodyni przywitała się z nami serdecznie, ale niezbyt wylewnie. Po dziesięciu minutach byłyśmy już na miejscu.

Mój wybór noclegu został podyktowany przede wszystkim bardzo dobrymi opiniami oraz najniższą dostępną ceną. Pobyt na Ustice był częścią bardzo długiej, bo aż sześciotygodniowej podróży po Sycylii, co wymusiło na mnie spore zaciskanie pasa. Otrzymałam niewielkie, skromne studio składające się z sypialni, szafy i biurka, mikroaneksu kuchennego oraz łazienki. Przed wejściem znajdował się stolik z dwoma krzesłami, bym mogła odpocząć na świeżym powietrzu. Mimo skromnych warunków łazienka była czysta i codziennie sprzątana. Na moją prośbę udostępniono mi nawet czajnik elektryczny – rzadkość na Sycylii, a na małych wyspach tym bardziej. Niestety, w pokoju często słychać było płynącą pod podłogą wodę, a momentami pojawiał się nieprzyjemny zapach, co stanowiło istotny minus. Poza tym reszta pobytu to już prawdziwe dolce vita.

Właścicielka tego miejsca to na wyspie człowiek-legenda. Gdzie się zatrzymałaś? W B&B Caserta. Hmm… A gdzie? U Carmeli. Ach, u Carmeli! Wszystko jasne. Carmelę zna każdy. Tutaj człowiek zatrzymuje się u niej; B&B Caserta to tylko nazwa handlowa. Śniadania gospodyni serwuje na tarasie swojego domu i każdy wybiera, co chce zjeść, trzeba tylko wcześniej o tym powiedzieć. Dla wspomnianej wcześniej mieszkanki Sycylii Carmela codziennie rano specjalnie jeździła do miasta po ciepłe cornetti. Ja natomiast prosiłam o coś konkretnego i warzywa. Carmela kroiła więc dla mnie ser, salami, pomidory, a nawet robiła sałatkę ze smażonego bakłażana z pomidorami, przyprawianą oliwą oraz świeżymi ziołami. Palce lizać! Oczywiście nie naraz, codziennie dostawałam coś innego. Do tego dla wszystkich kroiła melon, świeżo zerwany w swoim ogrodzie, najlepszy, jaki w życiu jadłam. Tak bardzo mi się tutaj spodobało, że wynegocjowałam z Carmelą przedłużenie pobytu za jeszcze atrakcyjniejszą cenę niż w pierwszych trzech dobach. Gdy w końcu nadszedł moment pożegnań, przytuliła mnie i wyściskała, jakbyśmy znały się całe życie, a minął zaledwie tydzień.

W pierwszej chwili lokalizacja kwater u Carmeli może się wydać niekorzystna. Z daleka od miasteczka, z daleka od morza. Rzeczywiście, ale trzeba wziąć pod uwagę, że na Ustice wszędzie jest blisko. Gdy wynajmie się skuter lub rower, problem całkowicie znika. Kto nie wynajmie – ja chciałam zaoszczędzić na wycieczki z przewodnikiem, więc zrezygnowałam z tej opcji – może korzystać z komunikacji publicznej. Mały autobus, taki, jakie jeżdżą po Lipari i Salinie, krąży drogą dookoła wyspy. Można go zatrzymać Śniadanie uszykowane dla mnie przez Carmelę – zimny smażony bakłażan, pomidory, oliwa i przyprawy oraz kawałki sera w dowolnym miejscu, machając ręką, a następnie poprosić kierowcę, aby wysadził nas w dowolnym miejscu na trasie.

Dom Carmeli znajduje się właśnie „na trasie”, jednak ja autobus widziałam w okolicy chyba tylko dwa razy podczas całego pobytu. To jednak nie problem; naokoło po wyspie kursują także dwie „taksówki”, czyli dwa busy. Wystarczy na ich widok wyciągnąć rękę, a kierowca się zatrzyma i za drobną opłatą dowiezie swojego pasażera w dowolne miejsce. We wrześniu 2021 roku było to 2 euro za osobę za kurs.

Plaża koło latarni morskiej

Zaraz po rozpakowaniu bagażu i złapaniu oddechu przebrałam się w kostium kąpielowy, włożyłam lekką odzież idealną na relaks nad brzegiem morza, spakowałam ręcznik, aparat i książkę, po czym ruszyłam w kierunku plaży, a właściwie kąpieliska, gdzie na poszarpanych wulkanicznych skałach wylano betonową płytę, która nie tylko jest podestem dla leżaków i parasoli. Jej część bowiem zanurza się w morzu, umożliwiając „plażowiczowi” wejście bosymi stopami do wody bez poranienia sobie nóg. W tę podróż nie zabrałam butów na plaże skaliste, a na Ustice są one niezbędne; dlatego takie miejsca – jakkolwiek z przyrodniczego punktu widzenia dyskusyjne – ratują sytuację każdemu spragnionemu kąpieli, lecz niedostatecznie przygotowanemu do zajęć odkrywcy. Na swoje usprawiedliwienie dodam tylko, że pobytu na Ustice nie planowałam z dużym wyprzedzeniem; pomysł narodził się pod wpływem chwili, gdy byłam już na Sycylii, w dodatku ciągnąc ze sobą wyłącznie walizkę kabinową. Kolejny raz przekonałam się, że nie ma nic lepszego niż staranne przygotowanie się do podróży, które zazwyczaj praktykuję z wielomiesięcznym wyprzedzeniem.

Ta „plaża”, częściowo pokryta betonową płytą, znajduje się niecałe 2 km od domu Carmeli; w dodatku trasa łagodnie, ale konsekwentnie opada. Dotrzeć na miejsce jest łatwo, nawet jeśli palące słońce wyjątkowo doskwiera człowiekowi idącemu asfaltem, drogą nieosłoniętą choćby skrawkiem cienia. Kąpielisko to nazywa się Il Faro Solarium i znajduje się na zachodnim brzegu wyspy, po prawej stronie latarni morskiej. Z kolei po lewej, w dole, natura utworzyła pomiędzy skałami „wannę” – Piscina Naturale, w której ludzie chętnie się kąpią, ale specjalne buty są w tym przypadku niezbędne, by wejść do wody, a następnie wyjść po ostrej skale. Takie wanny w skale, nazywane często także „wannami Wenus”, znajdują się również w innych miejscach, na przykład na Sycylii (Capo Milazzo), na wyspie Pantelleria oraz na Linosie, choć na tej ostatniej jest to coś jeszcze ciekawszego.

Il Faro Solarium to leżaki z parasolami na wynajem, a także mały bar z podstawowymi przekąskami i napojami. Dotarłam tam po godzinie 16.00 i wytargowałam z sympatyczną barmanką leżak za mniej niż połowę dziennej stawki; i tak nie miała innych chętnych, a ci, którzy byli gośćmi, wkrótce zaczęli się zbierać. To są właśnie uroki końcówki letniego sezonu. Pierwsza kąpiel w tej przepięknej wodzie okazała się niezapomnianym doświadczeniem, podobnie jak zachód słońca nad bezkresnym morzem, podziwiany z kubkiem pomarańczowego napoju w ręku i klasycznymi przekąskami serwowanymi jako aperitivo. Byłam w raju, a przynajmniej dla mnie ta wyspa okazała się rajem; cisza, spokój, brak narzucanej przez innych muzyki, słońce i szum morza – taką Italię kocham najbardziej.

Ustica-Taxi

Nadszedł czas powrotu z plaży. Postanowiłam złapać któregoś z panów świadczących usługi taxi – Pippo lub Michele – a następnie pojechać do miasta. Carmela dała mi wizytówkę Pippo, ale na parking przy barze podjechał akurat Michele. Zdziwiony widokiem cudzoziemki, przeprowadził ze mną klasyczny wywiad. Skąd jestem? Co tutaj robię i po co przyjechałam, bo turyści zagraniczni są rzadkością, najczęściej przybywają, by nurkować, a i tak jest ich niewielu. Przez krótką drogę do miasteczka dowiedział się wszystkiego, co go interesowało. Z powrotem do kwatery wracałam już z Pippo; tutaj analogiczna sytuacja i standardowy wywiad.

Via XVIII Novembre ulica wśród bazaltowych formacji skalnych, prowadząca m.in. do starożytnych nekropolii.

Następnego dnia wybrałam się na pieszą wycieczkę wzdłuż północnego brzegu, by zobaczyć tamtejsze klify i obszar wykopalisk archeologicznych Villaggio dei Faraglioni. Po długim marszu wchodzę do miasteczka i zmierzam do centrum, aż nagle od tyłu podjeżdża bus Michele; obok kierowcy siedzi mężczyzna w średnim wieku. Samochód zwalnia, zrównuje się ze mną, szyba pasażera opuszcza się, po czym ów mężczyzna mówi do mnie po polsku „dzień dobry”. Okazało się, że w tym samym czasie na wyspie przebywała polsko-włoska para mieszkająca na co dzień w Palermo. Wystarczyła doba, by wyspę obiegła wieść, że jakaś samotnie podróżująca kobieta z Polski przyjechała tu, by poznać wyspę i o niej napisać. Ach, te małe, hermetyczne społeczności! Odnoszę wrażenie, że tutejsza poczta pantoflowa działa szybciej niż jakiekolwiek służby specjalne.

Sentiero del Mezzogiorno

Kolejnego dnia wybrałam się na trekking; Ustica oferuje kilka dobrze przygotowanych i oznaczonych szlaków, lecz mój wybór od razu padł na ścieżkę wijącą się wzdłuż południowo-wschodniego wybrzeża. Dotarłam znaną już trasą do latarni morskiej – Faro Punta Cavazzi, gdzie rozpoczyna się ów szlak zwany Sentiero del Mezzogiorno. Pogoda była idealna na wędrówkę, szczególnie że większość traktu przebiega w pełnym słońcu; chmury przykrywały nadmiar promieni – to z jednej strony dobrze, ale z drugiej – tej fotograficznej – wprost przeciwnie. Początkowo „Ścieżka Południowa” niczym szczególnym się nie wyróżnia, ale wystarczy odrobina cierpliwości, a zaczyna się robić coraz piękniej. Najpierw pojawią się opuncje figowe, we wrześniu oblepione kolorowymi, dojrzałymi owocami, które bronią się przed zerwaniem drobnymi, ledwo widocznymi kolcami (ich ukłucie jest bardzo bolesne).

Później – pinie śródziemnomorskie, z powodzeniem przełamujące brunatny kolor ziemi, chylące się ku turkusowym wodom Morza Tyrreńskiego, którego fale z hukiem rozbijają się o przybrzeżne skały pochodzenia wulkanicznego. Pinie są dość niskie, a ich wspaniały zapach szczodrze roznosi się w powietrzu. Poza opuncją i sosnami niewiele tutaj rośnie, jedynie krzewy odporne na długotrwałą suszę skąpo porastają strome zbocza. Sentiero del Mezzogiorno – licząc od latarni morskiej do wejścia do miasteczka – ma ok. 4,5 km długości, które pokonałam w 2,5 godziny niespiesznym spacerem z postojami na fotografowanie i zachwycanie się pięknem przyrody. Ścieżka jest łatwa, biegnie niemal poziomo, nie licząc kilku niewielkich spadków i podejść. Im bliżej do portu, tym częściej pojawiają się pierwsze pojedyncze domy. Wejście do nich prowadzi ze ścieżki.

Nie widziałam bram wjazdowych z drugiej strony, choć na logikę powinny się tam znajdować. To zapewne domy letnie, przewidziane na odpoczynek, a może na wynajem dla turystów. Z każdym kolejnym krokiem jestem coraz bliżej miasteczka, gdy przez chmury zaczyna przebijać się słońce. Ostatnie metry, ostatnie spojrzenie w dół i w końcu pojawia się woda o niesamowitych kolorach, których tak bardzo brakowało mi na szlaku, by dopełnić ten jakże wspaniały obraz.

Miasteczko Ustica

Miasteczka na małych wyspach wokół Sycylii nieszczególnie porywają klimatem czy przepychem zabytków, bo tych jest niewiele lub nie ma ich wcale. Są to zazwyczaj proste, niezbyt wyróżniające się wioski rybackie, w których próżno szukać średniowiecznego klimatu Erice czy barokowego uroku Noto. Dotyczy to wszystkich czternastu wysp. Gdybym miała wskazać wśród nich tę, która ma najwięcej do zaoferowania miłośnikom typowego zwiedzania miasteczek, byłaby to Lipari, a w szczególności cytadela i Marina Corta. Ale to wszystko.

Miasteczko tuż po zachodzie słońca

Nie inaczej jest na Ustice, gdzie jedyne miasteczko, począwszy od portu zlokalizowanego w zatoce Santa Maria, pnie się w górę zbocza, ma regularną siatkę ulic krzyżujących się pod kątem prostym, jeden główny plac i kościół o skromnym, surowym wnętrzu. Czego można być tutaj pewnym, to serdeczności mieszkańców, a także smacznego jedzenia.

Kolacja w Trattoria Il Terrazzino

Bar Centrale serwuje jedną z najlepszych granit cytrynowych, jakie kiedykolwiek jadłam. Znajdująca się dokładnie naprzeciwko Trattoria Il Terrazzino oferuje dobre ryby i owoce morza, choć trzeba się liczyć z cenami wyższymi niż standardowe. Znacznie taniej, ale nadal smacznie, a w dodatku szybko można zjeść kawałek dalej, przy głównym placu, w Oasi Bar. Gotowe potrawy w aluminiowych korytkach, ryżowe kulki arancine, sałatki, torty i słodkie wypieki, czyli coś na kształt połączenia rosticcerii z pasticcerią i barem.

Castello Saraceno – Monte Guardia dei Turchi

Następnego dnia wychodzę na drogę i po chwili machnięciem ręki zatrzymuję Michele. Proszę, by podrzucił mnie do miasteczka, gdyż jestem umówiona z Vittorio. Nie pyta, o kogo dokładnie chodzi, doskonale to wie. Vittorio Arnò to na Ustice człowiek-instytucja; pasjonat, od ponad dwudziestu lat lokalny przewodnik przyrodniczy (guida naturalistica). Działa na rzecz promocji wyspy i jest współautorem książki Ustica – „L’isola dei vulcani e delle stelle„, która przybliża czytelnikom bogactwo przyrodnicze i kulturowe wyspy.

Vittorio organizuje wycieczki w języku włoskim lub francuskim, które można zarezerwować w biurze Ustica Escursioni Ciprea, znajdującym się w centrum miasteczka, lub poprzez stronę internetową. Poznaliśmy się, gdy zdecydowałam wziąć udział w kilku eskapadach mających się odbyć podczas mojego tygodniowego pobytu. Pracując już nad tą książką, poprosiłam Vittorio, by opowiedział o swojej Ustice; wszak nie istnieje chyba człowiek, który wiedziałby o niej więcej. […]

Ustica w opowieści Vittorio Arnò

Bardzo obszerna rozmowa z Vittorio Arnò na temat historii, natury, rezerwatów przyrody, flory i fauny żyjącej na wyspie oraz w wodach dookoła, a także o lokalnej kuchni i życiu na Ustice dostępna jest wyłącznie w książce „Wyspy wokół Sycylii. Kraina wiatru i wulkanów„.

Wycieczka łodzią dookoła wyspy Ustica

Po kilku dniach, kiedy to słońce ukrywało się raz po raz za chmurami, pod koniec mojego pobytu niebo znów stało się błękitne, a wraz z nim przepiękne wody otaczające Usticę zaczęły eksponować swoje niesamowite kolory. Na ten dzień czekało kilka osób, spragnionych wycieczki łodzią dookoła wyspy, z licznymi przerwami na kąpiel. Rejs można było zarezerwować za pośrednictwem Vittorio, co uczyniłam, a także w małej drewnianej budce w porcie, ustawionej obok plaży. Do tej pory na takie wycieczki pływałam tradycyjnymi łodziami – mniejszymi lub większymi, starszymi lub nowszymi – ale nigdy nie płynęłam gommone. Tego typu jednostki można zresztą wypożyczyć, o ile ma się patent żeglarski. Kto lepiej czuje się, prowadząc pojazd kołowy, ten w porcie znajdzie wypożyczalnię skuterów oraz rowerów
elektrycznych.

Grupa powoli zbiera się przy nabrzeżu. Siedzę przy stoliku w kawiarni i popijam espresso, obserwując, jak rybacy czyszczą sieci. Dookoła panuje atmosfera leniwego poranka, a ciszę przerywają jedynie ciche rozmowy i skrzek mew. Ruchu w porcie nie da się porównać z żadną inną wyspą. Żaden prom ani wodolot nie przypływa ani nie wypływa. Pojawiają się tutaj tylko jednostki z Palermo, innych kierunków nie ma, a ze stolicy Sycylii kursują raptem dwa wodoloty dziennie.

Groty i turkusowa woda

Nadchodzi ten moment, gdy wsiadamy do łodzi. Zajmuję miejsce na dziobie, co już po chwili okazuje się bardzo trafną decyzją. Gommone prowadzi młody, przystojny chłopak, bardzo towarzyski, dzięki czemu rozmowa szybko staje się koleżeńska. Nie musimy długo czekać na pierwszy zachwyt; znajdująca się tuż przy wejściu do portu Grotta Azzura wywołuje okrzyki niedowierzania. Kolor jej wody w słoneczny dzień jest identyczny jak w słynnej grocie o tej samej nazwie, skrytej w przybrzeżnych skałach wyspy Capri. Różnica jest taka, że na Capri trzeba słono zapłacić, by do tej groty wpłynąć, często wymaga to wielogodzinnego oczekiwania w kolejce, o ile w ogóle jest możliwe, bo przy nieco już wzburzonym morzu grotę zamykają. Wewnątrz nie ma wiele czasu, są też inne łodzie, a o pływaniu można tylko pomarzyć.

Wpłynięcie do Grotta Azzura ukrytej w skałach wyspy Ustica nie wymaga dodatkowej opłaty, może tu przypłynąć każda mała łódź. Co więcej, wewnątrz wolno wyskoczyć za burtę i pływać. W środku spędziliśmy chyba z 15 minut. Jeden z uczestników wycieczki robił podwodne zdjęcia, ale to również nie stanowiło problemu – naszemu kapitanowi się nie spieszyło, nie nawoływał nas do powrotu na pokład; każdy spędził w wodzie tyle czasu, ile chciał.

Kawałek dalej znów zachwyt; tym razem Grotta della Pastizza, która jest częściowo otwarta, o eliptycznym kształcie wejścia do jaskini. Mimo to woda mieni się wszystkimi możliwymi odcieniami turkusu. Podobno to najlepsze miejsce na Ustice do nocnego nurkowania, gdyż można tutaj spotkać m.in. mureny i kongery.

Płyniemy dalej, co jakiś czas zatrzymując się w kolejnym pięknym miejscu. Groty z wejściami tylko od strony morza, w których woda przybiera niesamowity odcień, dostępne są dookoła całej wyspy, choć najwięcej z nich zlokalizowanych jest wzdłuż południowo-wschodniego brzegu. Brzeg zachodni został objęty strefą ochrony A, dlatego gommone nie może nawet się tam zbliżyć; opływamy go szerokim łukiem. To jednak nie oznacza, że ten fragment wybrzeża jest całkowicie niedostępny dla miłośników morskiej fauny i flory. Można tutaj plażować, a Vittorio – a jakże – w Cala Sidoti urządza dla swoich gości snurkowanie. Zabiera małą grupę chętnych i dowozi swoim samochodem w pobliże zejścia do zatoki, następnie rozdaje maski oraz rurki i cała grupa wchodzi do wody. W odległości kilku metrów od brzegu, gdy każdy ma jeszcze grunt, Vittorio zagląda pod powierzchnię, wynurza się i zaczyna opowiadać: tam takie i takie zwierzę, na co wszyscy zaglądają, wynurzają się, a Vittorio kontynuuje opowieść. Czasem nawet zdarza się, że nasz przewodnik wyjmuje na chwilę coś z wody, by to pokazać, po czym odkłada w to samo miejsce.

Cala Sidoti

Skały przybrzeżne po południowo-wschodniej stronie wyspy

Mimo iż przybyłam na Usticę, aby zwiedzić wyspę i później ją opisać, mimo że dni spędzałam na niej bardzo intensywnie, sporo chodząc i doświadczając wszystkich atrakcji, które znajdowały się wówczas w moim logistycznym oraz finansowym zasięgu, opuściłam tę enklawę przyrody z poczuciem pełnego odprężenia, zupełnie jakbym przyjechała na typowe wakacje bez zobowiązań. Myślę, że sprawili to przede wszystkim mieszkańcy, wspaniali i ciepli, bardziej odizolowani od reszty świata niż na innych wyspach, a jednocześnie szybko okazujący przybyszom mnóstwo serdeczności. Sądzę, że dzieje się to dokładnie w momencie, gdy dostrzegają, że gość jest szczerze zainteresowany ich małym światem i zamierza go odkrywać z pokorą oraz poszanowaniem dla ludzi oraz natury.

Wieczór pod gwiazdami

Północna część wyspy widziana z okolic zamku

Ostatniego wieczoru około 22.00 wyruszam z Vittorio i kilkoma innymi osobami na wycieczkę astrologiczną. Dojeżdżamy na wysoki klif w okolicy Punta Gorgo Salato, na najdalej wysuniętą na północ część wyspy. Vittorio wyjmuje z bagażnika karimaty i koce, rozdaje uczestnikom, po czym rozkładamy się przy krawędzi. Noc jest bezchmurna i bezwietrzna, ale bardzo chłodna. Długie spodnie i kurtka w połączeniu z kocem początkowo wydają się wystarczające, ale już przed upływem godziny żałuję, że nie ubrałam się jeszcze cieplej. Leżymy na matach i patrzymy w rozgwieżdżone niebo. Tutaj nie dociera żadne sztuczne światło, nic nie zakłóca spektaklu, jaki w tę wczesnojesienną noc postanowił nam zafundować wszechświat. Na niebie migoczą tysiące gwiazd; mam wrażenie, że jest ich jeszcze więcej niż pamiętnego wieczoru, gdy wraz z Arturem zgubiliśmy się na Alicudi, wracając z kolacji u Adriany. Poniżej urwiska morze z hukiem uderza o przybrzeżne skały w miejscu, przy którym tego samego dnia pływałam w krystalicznie czystej wodzie podczas wycieczki pontonem. Vittorio z pasją opowiada o gwiazdach i gwiazdozbiorach, pokazując je laserowym wskaźnikiem, podczas gdy przesycone solą powietrze kołysze mnie do snu. To jest taki wieczór, jakiego nie zapomnę do końca życia. A Ustica? Z pewnością jeszcze tu wrócę.

Teraz Twoja kolej! Dołącz do społeczności Italia by Natalia: Będzie mi również bardzo miło, jeśli zostawisz komentarz pod postem. Możesz też zapisać się na newsletter w oknie poniżej.  
Natalia Rosiak

O autorze

Nazywam się Natalia Rosiak, jestem podróżniczką, blogerką i autorką książek. Od 12 lat dzielę się z Czytelnikami wiedzą i miłością do Italii oraz inspiruję do podróży prowadząc blog, udzielając się na Facebooku, na Instagramie, na YouTube, w grupie Włochy – podróże & styl życia oraz na Twitterze.
Moje e-booki znajdziesz w blogowym sklepie, a książki papierowe m.in. w Empiku. Jako pierwszy polski twórca otrzymałam tytuł Gold Italy Ambassador Awards.

Dodaj komentarz

Twój adres email nie będzie publikowany. Pola obowiązkowe są oznaczone *

Zamknij
Zmień zgody