Obiad w Rzymie. Historia świata w jednym posiłku – recenzja książki Andreasa Viestada

Obiad w Rzymie. Historia świata w jednym posiłku - recenzja książki Andreasa Viestada

„Obiad w Rzymie” to barwna opowieść snuta podczas jednego posiłku, porywająca czytelnika w kulinarną podróż w czasie, począwszy od powstania Wiecznego Miasta i długich lat świetności Imperium Rzymskiego, przez wieki średnie i nowożytne, a skończywszy na mafii i wpływie cytryn na jej rozwój. To jednak tylko pozory, że utwór dotyczy samego Rzymu. Jest to książka przede wszystkim o całych Włoszech, ale też o Europie i o świecie, o historii kuchni, o ciekawostkach i zaskakujących mitach kulinarnych, jakie niegdyś krążyły. Oto najnowsza włoska publikacja od Wydawnictwa Znak.

Restauracja La Carbonara w Rzymie

Zasiadając wraz z autorem Andreasem Viestadem przy stoliku jednej z wyśmienitszych rzymskich restauracji „La Carbonara”, mieszczącej się na Campo de’Fiori, jesteśmy wciągani w opowieść o historii cywilizacji, przybliżającą nam skomplikowane dzieje antycznego Imperium Rzymskiego i Europy. Cywilizacji, w których koniem pociągowym rozwoju stały się uprawy, przyprawy i dobry posiłek.

„Moja książka opowiada o obiedzie w rzymskiej restauracji w czerwcu 2018 roku oraz o wszystkim, co posiłki — nie tylko ten, ale i wiele innych — mogą nam powiedzieć o naszej przeszłości. O smakach, które zmieniły nasze życie, składnikach, które nas kształtowały, jedzeniu, które żywiło całe imperium, oraz o poszukiwaniu źródeł najlepszej potrawy świata. Patrząc w ten sposób, możemy — bez cienia przesady — dopatrzyć się więcej historii w kotlecie albo misce makaronu niż w Koloseum lub jakimkolwiek innym zabytku. I — w przeciwieństwie do kostki brukowej lub budynków—jedzenie zawsze jest tak samo nowe i świeże, niezależnie od tego, jak długa jest jego historia.”

Historia chleba

Kelner serwuje do stolika kolejne dania, a ja jestem wciągana w wir dawnych wydarzeń. Z początku przenoszę się do antycznego Rzymu, by zgłębiać jak ważną w życiu Imperium Rzymskiego i zwykłego Rzymianina była pszenica, a co za tym idzie również chleb, by później śledzić konflikt katolickich teologów z prawosławnymi duchownymi o – wydawać by się mogło zwykły – opłatek. Konflikt ten autor opisuje tymi słowami:

„Teologowie mieli różne zdania nie tylko na temat znaczenia chleba, lecz także co do samego przepisu na Ciało Chrystusa. W XI wieku rozwinęło się mnóstwo przeróżnych kościelnych tradycji piekarniczych. Na wschodzie podawano to, co Stewart Lee Allen nazwał w swojej książce In the Deviľs Garden [W ogrodzie diabła] „ładnie wyrośniętym, miękkim wydaniem Syna Bożego”, innymi słowy jakąś wersję dobrego chleba na zakwasie. Zachodnia, rzymska strona świata preferowała suchy, niewyrośnięty herbatnik, który był poprzednikiem przemysłowo wytwarzanego opłatka. Obie strony uważały, że to ci drudzy są w błędzie i podają niewłaściwy chleb […] Poza tym warunki panujące w XI-wiecznym Kościele nie sprzyjały współpracy. Najwybitniejsi teologowie starali się znaleźć rozwiązanie, lecz w miarę postępów ich prac zamiast do załagodzenia nieporozumień doszło do dalszego pogłębienia konfliktu. Kościół rzymski postrzegał siebie jako nadrzędny w stosunku do Kościoła wschodniego — w końcu papież był bezpośrednim następcą Świętego Piotra. Za to Kościół wschodni uważał się za właściwe centrum świata chrześcijańskiego, jako że prawdziwa władza należała do Konstantynopola.”

Antyczny śmietnik

Śledząc historię przeogromnej konsumpcji oliwy z oliwek i jej dziejów przenosimy się nieco ponad 2 km na południe od sławnego amfiteatru Flawiuszów – Koloseum, do stóp Monte Testaccio, szczytu liczącego 35 m wysokości. Miejsce to pisarz barwnie opisuje tymi słowami:

druga papierowa książka

„Jak na górę nie jest może szczególnie imponująca, lecz jako konstrukcja stworzona przez człowieka przypomina rozmiarem najbardziej majestatyczny budynek w Rzymie, czyli Koloseum: około 40 metrów wysokości na powierzchni ponad 20 tysięcy metrów kwadratowych. Monte Testaccio to tak właściwie budowla, mozolnie usypany kopiec złożony niemal wyłącznie z amfor, czyli dużych glinianych dzbanów. To gigantyczne wysypisko, pomnik na cześć skonsumowanej oliwy.

Wszystkie te naczynia były używane do transportowania oliwy z oliwek do mieszkańców Rzymu. Po wyładowaniu i opróżnieniu gliniane dzbanki były rozbijane i starannie układane. […] Szczyt góry, który obecnie jest niedostępny dla zwiedzających, dawniej był wykorzystywany w wielkanocnych procesjach, które odtwarzały przebieg drogi krzyżowej Jezusa. W średniowieczu organizowano tu zabawy karnawałowe, podczas których wozy wypełnione beczkami z żywymi świniami spuszczano w dół zbocza, po czym ćwiartowano te biedne zwierzęta i pieczono na ruszcie, ku wielkiej uciesze gawiedzi.

Monte Testaccio składa się łącznie z ponad 50 milionów amfor, które swego czasu mieściły 4 miliardy litrów oliwy. Po kształcie, a czasem również napisach na glinianych dzbanach, można wywnioskować, że oliwę sprowadzano głównie z Hiszpanii oraz afrykańskich prowincji na terenach dzisiejszej Tunezji i Libii.”

To niepozorne miejsce – dziś park, a kiedyś po prostu śmietnik – można zobaczyć podczas popołudniowego spaceru wzdłuż Tybru.

Te cytaty są tylko niewielką próbką z bardzo licznych i szalenie ciekawych historii przytaczanych przez autora.

Co mnie rozbawiło w książce „Obiad w Rzymie”?

Spaghetti

Książka zawiera wiele humorystycznych akcentów, lecz muszę szczerze powiedzieć, że w szczególności ubawiłam się czytając przytoczoną przez autora zmyśloną wszakże historię włoskiego makaronu. Andreas opisuje ją tymi słowami:

„Istnieje wiele historii o tym, jak makaron dotarł do Włoch. Najbardziej popularna i powszechnie znana mówi, że to Marco Polo przywiózł go z Chin. Polo i jego towarzysze podróży, w tym wenecjanin o nazwisku Spaghetti, dokonali desantu na wybrzeże Chin. W małej wiosce Spaghetti nauczył się mieszać mąkę z wodą i utaczać z powstałego ciasta długie patyczki, które świetnie dawały się przechowywać i smakowały wspaniale, kiedy ugotowało się je w osolonej wodzie. Zabrał to odkrycie ze sobą z powrotem do Włoch „i niedługo później podobne danie przyrządzone z miejscowej pszenicy pojawiło się na wszystkich stołach”. Świetna opowieść, niestety niepoparta faktycznymi wydarzeniami. Marco Polo był powszechnie znany z nachalnej autopromocji i podobno dzieci zwykły biegać za nim ulicami, wołając: „Panie Polo, niech nam pan opowie jakieś kłamstwo” — chcąc mu po części dokuczyć, ale jednocześnie mając nadzieję, że usłyszą nową, niezwykłą opowieść.”

Cynamon

Ubawiła mnie również bajka opisująca pozyskiwanie cynamonu, przyprawy bardzo cenionej na obszarze Imperium Romanum już w starożytności. Aby zwykłemu obywatelowi oglądającemu targ – macellum – odpowiedzieć na często zadawane pytanie „Panie skąd @#%! ta cena…”, z wyjaśnieniem pospieszył grecki Herodot i ujął to następującymi słowami:

„Gdzie on powstaje i jaka ziemia go żywi, tego sprzedawcy towaru nie umieją podać […]. Wielkie ptaki, powiadają, przynoszą te drzazgi, które my, pożyczywszy nazwę od Fenicjan, zwiemy cynamonem; a przynoszą je do swych gniazd, ulepionych z błota i przyczepionych do stromych skał, dokąd dostęp dla człowieka zupełnie jest niemożliwy. Na to więc mieli Arabowie wymyślić taki środek: Tną na kawałki, o ile możności, największe członki zdechłych wołów, osłów i innych bydląt jucznych, zanoszą je w te okolice, kładą w pobliżu gniazd i daleko od nich odchodzą. Ptaki zlatują na dół i unoszą członki tych bydląt do gniazd. Te jednak nie zdołają wytrzymać ich ciężaru, załamują się i spadają na ziemię; wtedy oni nadchodzą i zbierają cynamon, który tak zebrany dostaje się stąd do innych krajów.”

Sami przyznacie, że historie te są przez ówczesnych wielkich tamtejszego świata – delikatnie mówiąc – mocno wyssane z palca.

Dla kogo jest „Obiad w Rzymie. Historia świata w jednym posiłku”?

Powiem krótko. Jest to pozycja niemalże obowiązkowa dla każdego, kto zajada się włoskimi specjałami. Powiązanie makaronu, oliwy, soli, przypraw czy wina z dziejami ludzkości, przeszłością nas wszystkich, jest wyjątkowym doświadczeniem. Przy tym książkę czyta się lekko i przyjemnie. Jest wciągająca na tyle, by wchłonąć ją całą niczym dobrze przyrządzoną i doprawioną carbonarę. Książkę liczącą grubo ponad 250 stron można pochłonąć w dwa wieczory i po wszystkim czuć jeszcze niedosyt. Aż ciśnie się na usta: chcemy dokładkę! Chcemy więcej!

Gdzie można kupić książkę „Obiad w Rzymie”?

„Obiad w Rzymie. Historia świata w jednym posiłku” dostępna jest zarówno jako tradycyjna książka papierowa, jak również jako e-book. Papierową wersję możecie kupić bezpośrednio na stronie Wydawnictwa Znak – klik! E-booka możecie nabyć na stronie woblink.com – klik!

Partnerem postu jest Wydawnictwo Znak

Teraz Twoja kolej! Dołącz do społeczności Italia by Natalia: Będzie mi również bardzo miło, jeśli zostawisz komentarz pod postem. Możesz też zapisać się na newsletter w oknie poniżej.  

2 komentarze do “Obiad w Rzymie. Historia świata w jednym posiłku – recenzja książki Andreasa Viestada”

  1. Pani Natalio, bardzo lubię Pani opowieści ,dziękuję za nie i cenię Pani wiedzę, dlatego bardzo mnie dziwi i śmieszy pisanie przez Panią „oliwa z oliwek”- oliwa zawsze jest z oliwek, nie ma innej oliwy. Wiele osób robi ten błąd, być może dlatego, że po angielsku jest to 'oil of olives” – czyli olej z oliwek ? Pozdrawiam serdecznie Beata

    1. Pani Beato,
      Proszę zauważyć, że „oliwa z oliwek” pojawia się tylko dwukrotnie, w tym raz jest to cytat z książki, a raz nawiązanie do tego cytatu. W pozostałych przypadkach piszę po prostu o oliwie. Jest jeszcze inna kwestia, którą należy brać pod uwagę – bloga czytają także osoby nie mające wiedzy o kuchni i kulturze Włoch, dopiero zaczynający swoją przygodę z Italią i krajami śródziemnomorskimi. Nie każdy skojarzy słowo oliwa z produktem uzyskiwanym z oliwek. To co wydaje się śmieszne dla doświadczonych italofili często wcale nie jest oczywiste dla początkujących. Warto o tym pamiętać 😉

Dodaj komentarz

Twój adres email nie będzie publikowany. Pola obowiązkowe są oznaczone *

Close