Santa Montefiore jest autorką m.in. znanej powieści „Spotkamy się pod drzewem Ombu”. Obok Argentyny i Anglii pisarka równie często umieszcza akcje swoich powieści we Włoszech. Każdą, która trafiła w moje ręce wchłonęłam w kilka dni. Nawet jeśli same historie miłosne mogą się niektórym wydać trochę ckliwe, to opisy Italii są zawsze mistrzowskie, autorka bowiem potrafi w sposób magiczny przenieść czytelnika w inny świat. W tym poście opowiem Wam o dwóch powieściach Montefiore, których akcja rozgrywa się na Wybrzeżu Amalfi pod Neapolem.
„Ostatnia podróż Valentiny” jest moją ulubioną książką dziejącą się we Włoszech i jedną z tych, które wywarły na mnie największe wrażenie. Akcja rozpoczyna się w Londynie lat 60 – tych, kiedy to poznajemy niesforną buntowniczkę Albę, córkę angielskiego porucznika Thomasa Arbuckle’a i tajemniczej Włoszki imieniem Valentina. Alba wie o matce jedynie tyle, że zginęła w wypadku samochodowym w Italii krótko po jej urodzeniu. Dziewczyna próbuje dowiedzieć się czegoś więcej, ale ojciec konsekwentnie unika rozmów. W końcu Alba odkrywa, skąd pochodzi matka i wyrusza na Wybrzeże Amalfi w poszukiwaniu swojej rodziny. Tam poznaje mroczną tajemnicę związaną ze śmiercią Valentiny, a opisy bieżących wydarzeń przeplatane są ze wspomnieniami Thomasa z roku 1944 i 1945. Akcja rozgrywa się w fikcyjnym miasteczku Incantellaria, wspaniale i bardzo realistycznie opisanym przez Montefiore. Długo próbowałam odgadnąć, które z amalfitańskich miasteczek posłużyło autorce za wzór i nie znalazłam jednoznacznej odpowiedzi. Najpierw typowałam Positano ze względu na kościółek z turkusowo – złotą kopułą, ale chyba jednak bardziej do opisów pasowałaby malutka Cetara.
Gdy wydaje się, że Alba poznała już wszystkie tajemnice przeszłości nagle i zupełnie niespodziewanie bohaterka odkrywa tą najskrzętniej skrywaną zarówno przez ojca, jak i rodzinę matki. Od tamtego momentu bohaterka już rozumie, dlaczego ojciec nigdy nie chciał rozmawiać o Valentinie. Zaskakująca i dramatyczna historia wielkiego uczucia osadzona w realiach II wojny światowej, nie jest to tanie romansidło, które skończy się tak jakbyśmy sobie tego życzyli. Pisząc tego posta sięgnęłam po książkę ponownie, aby doczytać opisy Incantellarii i potwierdzić swoje przypuszczenia, na którym z miasteczek wzorowała się autorka. Pominęłam początek, gdyż do ok. setnej strony akcja rozgrywa się tylko w Anglii, jednak gdy już przeniosłam się do Włoch… dwa wieczory duchem spędziłam w Incantellarii! Po prostu, znów nie mogłam się oderwać od tej powieści, choć doskonale znałam zakończenie. Nie zniechęcajcie się fatalną, tandetną okładką – nie mam pojęcia, dlaczego jest taka beznadziejna, rodem z Harlequina.
Moja ocena 5 / 5 punktów – rewelacja!
„Włoskie zaręczyny” to w pewien sposób kontynuacja „Ostatniej podróży Valentiny” rozgrywająca się także w Incantelarii, ale po ponad dwudziestu pięciu latach od zakończenia akcji tej pierwszej. Głównym bohaterem jest Luca, pół Anglik, pół Włoch, rozwodnik, ojciec dwóch dziewczynek, bogaty, ale niezadowolony z życia. Luca z dnia na dzień rzuca „pracę marzeń” w londyńskim City i wyjeżdża do Włoch, gdzie jego rodzice kupili i wyremontowali Palazzo Montelimone powiązane ściśle z historią matki Alby. Tam Luca poznaje Cosimę, miejscową dziewczynę opłakującą tragicznie zmarłego synka i spokrewnioną z Valentiną. Znów mamy wspaniałe opisy miasteczka i wciągającą historię z nutką tajemnicy, ale to już nie to samo. Niektóre wątki poboczne są mało interesujące i zupełnie niepotrzebne. Powieść jest trochę jak dokręcanie ciągu dalszego rewelacyjnego filmu, nie mniej jednak czyta się ją bardzo dobrze i zapewne zainteresuje każdego zauroczonego „Ostatnią podróżą Valentiny” i cudownym, ale fikcyjnym miasteczkiem. Za to okładka już dużo lepsza.
Moja ocena 4 / 5 punktów – warta przeczytania.
- Zaobserwuj blogowy profil na Instagramie;
- Dołącz do obserwujących fanpage'e bloga na Facebooku;
- Dołącz do blogowej grupy na Facebooku;
- Obserwuj mnie na Twitterze;
- Subskrybuj kanał na YouTube;
- Jestem również na Tik Toku;
- Moje e-booki znajdziesz w blogowym sklepie internetowym;
- Moje drukowane książki znajdziesz np. w Empiku.
Fajne podejście do tematu, jednak nie każdy może sobie na to pozwolić, choćby ze względów finansowych, i tu z pomocą przychodzi internet i takie serwisy podróżnicze jak ten, dzięki którym można poczuć się jak w podróży 🙂 pozdrawiam!