Bazylikata, jak każdy region Italii ma swoją tradycyjną, lokalną kuchnię. Słynny chleb z Matery, który jako jedyne włoskie pieczywo można kupić w londyńskim Harrodsie to najbardziej znany jej element, ale inne smakołyki są równie godne uwagi. Dziś opowiem Wam o kolacji w jednej z restauracji w Materze. Zapraszam!
W poprzednim poście opisałam nasz pierwszy wieczór w Materze, podczas którego namówieni przez grupkę lokalnych seniorów udaliśmy się na kolację do wskazanej przez nich restauracji. W pierwszej chwili sądziliśmy, że przyprowadzono nas do drogiej knajpy i zwyczajnie przyjdzie nam zapłacić za nieumiejętność odmówienia miłym staruszkom z Matery, a do tego nasze wygłodniałe żołądki będą zmuszone zadowolić się jednym, skromnym daniem. Na szczęście Ristorante Pizzeria Paolangelo na via Emanuele Duni okazała się strzałem w dziesiątkę.
Właściciel poinformowany, że oto Polacy przyjechali do Bazylikaty pierwszy raz i chcieliby spróbować miejscowej kuchni zaproponował na początek pięć różnych przystawek będących specjalnością regionalną. Jako dodatek do nakrycia stołu otrzymaliśmy tradycyjnie koszyczek – a jakby inaczej – słynnego chleba z Matery, który obok słynnego chleba z oddalonej o 20 km Altamury (położonej już w Apulii) uznawany jest za najsmaczniejszy we Włoszech, a oba miasta toczą zażarty spór o to, który jest lepszy. W ramach przystawek podano nam:
- dwa rodzaje mozarelli, jeden widoczny poniżej, jeśli mnie pamięć nie myli, była to mozzarella di buffala, drugi rodzaj niestety nie został uwieczniony w formie, jaką wypadałoby publikować w sieci. Były to małe kulki w sam raz na jednego kęsa. Obie formy smakowały wybornie;
- wyśmienitą riccottę polaną słodkim sosem z suszonych śliwek, rewelacja!
- soppressata, rodzaj salami, specjalność Bazylikaty, produkowane również w Apulii, Kalabrii i Kampanii, pikantne, ale z umiarem, pycha!
- Ta dziwna potrawa została zidentyfikowana przez naszą ekspertkę Martę jako minestrone, rodzaj zupy jarzynowej, z której zaserwowano jedynie warzywa. Smak dość oryginalny;
Po przystawkach otrzymaliśmy primo (spaghetti dla Artura i ravioli dla mnie), które we włoskiej kuchni jest pierwszym z dwóch dań głównych, jednak dla nas zdecydowanie też ultimo, czyli ostatnim. Do prawdy nie mam pojęcia, jak po tym wszystkim Włosi potrafią jeszcze zjeść secondo w formie mięsa lub ryby. W każdym razie wybór Artura padł na spaghetti alla carbonara i była to ewidentna wtopa.
Ja natomiast postawiłam na ravioli nadziewane świeżą szałwią polane masełkiem i był to strzał w dziesiątkę! Pycha!
Choć powiedzieliśmy stanowcze basta zdziwionemu właścicielowi proponującemu nam secondo, w ostateczności daliśmy się namówić na dolce della casa, czyli deser będący specjalnością lokalu. Tutaj również dziękuję Marcie za pomoc w identyfikacji tego specjału, bo po smacznym białym winie nawet niezwykle oryginalna jego nazwa wyleciałaby mi z głowy. Przedstawiam tette delle monache, czyli cycki mniszki. Pochodzenie tego smakołyku jest sporne, bo przypisuje je sobie zarówno Abruzja, jak i Apulia.
Tak, czy siak najważniejsze jest, że cycki kryjące pod mięciutkim ciastem pyszny krem są na prawdę wyborne. Buon appetito!
Informacje dodatkowe:
- potrawy, dwa kieliszki wina, butelka wody mineralnej i coperto (nakrycie stołu) kosztowały nas 37,5 euro;
- strona internetowa Trattoria Paolangelo. Tak, na stronie widnieje informacja, że jest to trattoria, na markizie nad wejście do knajpy, że ristorante. Ach ta Italia!
Jeśli macie jakieś pytania, to proszę, zadawajcie je w komentarzach pod tym postem, postaram się na każdy odpowiedzieć i coś doradzić. Bardzo chętnie poczytam też o Waszych doświadczeniach z podróży po Bazylikacie, śmiało dzielcie się informacjami, na pewno pomogą one osobom dopiero planującym podróż.
- Zaobserwuj blogowy profil na Instagramie;
- Dołącz do obserwujących fanpage'e bloga na Facebooku;
- Dołącz do blogowej grupy na Facebooku;
- Obserwuj mnie na Twitterze;
- Subskrybuj kanał na YouTube;
- Jestem również na Tik Toku;
- Moje e-booki znajdziesz w blogowym sklepie internetowym;
- Moje drukowane książki znajdziesz np. w Empiku.
Co do warzywek – niestety na zdjęciu nie widać wystarczająco dobrze, bym mogła dokładnie zidentyfikować potrawę 😉 Minestrone podaje się zwykle w głębokim talerzu, więc może po prostu był to miks lokalnych warzyw lub wariacja na temat minestrone – trudno powiedzieć 🙂
Natomiast Arturowi następnym razem polecam orecchiette lub makaron w kształcie liści oliwnych – pyszne, no i zdecydowanie bliższe lokalnej tradycji 😉
A „cycki mniszek” zapamięta każdy, kto ich spróbuje – pycha! 🙂
Orecchiette wyglądają wspaniale! A z Arturem bywa różnie, czasem ma fazy na mięso, czasem na ryby, czasem na warzywa. Wtedy zamarzył mu się boczek i efekt był, jaki był. Carbonara na południe od Rzymu to nie jest dobry pomysł, odradzałam i jak zwykle wyszło na moje, no ale z facetami tak czasem bywa, muszą się sami przekonać 😉
Pozdrawiam
Mmm, ale mi narobiłaś apetytu na te smakowitości! Ricotta wygląda fantatycznie, a mozzarella nigdzie nie smakuje tak, jak na południu Włoch… Ravioli z szałwią to pyszności, jadłam takie w Bolonii, po prostu raz zjeść i umrzeć!
Pozdrawiam zazdrośnie,
alessandra
Hej Ola!
Faktycznie mozzarella najlepsza jest w Neapolu i na południe od niego, a ricotta ze słodkim sosem śliwkowym smakuje rewelacyjnie, takie połączenie było dla mnie nowością. Jeśli chodzi o ravioli, to do tamtej pory najsmaczniejsze jak dla mnie były z ricottą i szpinakiem, które jadłam w Toskanii, jednak te z szałwią chyba przebiły wszystko 🙂
Pozdrawiam
Pięknie dziękuję za bloga, jest jak przewodnik dla słabowidzącego, fantastyczne zdjęcia i komentarze, posłużył już raz i posłuży teraz do Bari. Aleksandra – emertytka rządna podóży