Siena – polowanie na jelenia

Każdy kiedyś będzie głodny, również turysta. To właśnie on, po całodniowym zwiedzaniu, gdy kiszki marsza grają musi zachować maksimum czujności szukając ostoi, miejsca w którym może się posilić i odpocząć. Wędrując tam i siam, to tu, to tam, jest jak ten jeleń, bezbronny, wystawiony na ataki spragnionych sklepikarzy i restauratorów, gotowych oskubać go z ostatniego „Ojro”.

Niestety, to właśnie z nas zrobiono jeleni. Jestem wkurzony, gdyż z perspektywy czasu nie znajduję wytłumaczenia w tym, jak łatwo daliśmy się podejść. Jedyne, co mi przychodzi do głowy to głód.

Głód, który dopadł nas na Piazza del Campo w Sienie w dniu obchodów Santa Caterina. Stojąc na schodach dochodzących do placu byliśmy tak głodni, że pożarlibyśmy konia z kopytami, więc czym prędzej skierowaliśmy się w stronę pierwszego, przyjaźnie wyglądającego baru. To właśnie w nim, po krótkim oczekiwaniu na podgrzanie, w końcu kupiliśmy nasze „kanapki”. Piękne, jak z obrazka, moja z wędliną, Natalii zaś z mozzarellą i pomidorem, aż prosiły się o zjedzenie. Niestety, już po pierwszym gryzie okazało się, że zostaliśmy oszukani.

Bułka była nacięta co najwyżej na 9 cm, szynka wchodziła w bułkę na 2 cm, a rucola na 4 cm, lecz tak misternie, że zza lady nie można było dostrzec podstępu.

z pomidorem

To właśnie tu, w Sienie, cudownym mieście kupiliśmy nasze najdroższe suche bułki.

pierwsza papierowa książka

z szynka

Ta wątpliwa przyjemność kosztowała nas 6,5€.

 

Jeśli macie jakieś pytania, to proszę, zadawajcie je w komentarzach pod tym postem, postaram się na każdy odpowiedzieć i coś doradzić. Bardzo chętnie poczytam też o Waszych doświadczeniach z podróży po Italii, śmiało dzielcie się informacjami, na pewno pomogą one osobom dopiero planującym wyjazd.

Teraz Twoja kolej! Dołącz do społeczności Italia by Natalia: Będzie mi również bardzo miło, jeśli zostawisz komentarz pod postem. Możesz też zapisać się na newsletter w oknie poniżej.  

14 komentarzy do “Siena – polowanie na jelenia”

  1. Przykre… mogę tylko powiedzieć jedno – w pierwszy dzień we Włoszech w moim życiu, mając 24 lata, zostałam oszukana przez barmana. Pierwsze wydane pieniądze we Włoszech, pierwszy kontakt z kimś stamtąd. Wydał mi resztę jak to 500 lirów, a ja dalam 5 tys lirów. To były tak czy owak grosze, ale dla mnie to byla duża różnica. Zorientowałam się niestety dopiero po wyjściu z baru. Wróciłam, a ten się wyparł w żywe oczy. Poczucie krzywdy, zawód…
    Później na kursie (byłam wtedy na kursie wakacyjnym języka włoskiego) opowiedziałam tę historię naszemu profesorowi od sztuki, księdzu (który ponoć został potem biskupem chyba Padwy). Jego reakcja była natychmiastowa – sięgnął do portmonetki. Oczywiście, nie przyjęłam, ale do przykrego skojarzenia dodałam skojarzenie bardzo pozytywne.
    Po 35 latach kontaktów z Włochami wiem, że prawdopodobieństwo trafienia na oszusta jest tam podobnie duże jak u nas. Po prostu, to się może zdarzyć wszędzie. Boli, ale niestety, nic na to nie poradzimy…
    Życzę, żeby Wam się to nigdy więcej nie przydarzyło!

    1. Witaj Sławo! Mnie najbardziej wkurzył fakt, że jesteśmy starymi wyjadaczami, a mimo to podeszli nas jak debiutantów. Myślę, że naszą czujność uśpiła… Sycylia i inne południowe regiony, w których nigdy nic podobnego nam się nie przydarzyło. Cóż, Toskania jest bardzo nastawiona na turystów i zdzieranie z nich. Czy spotkałaś się na Sycylii z płatnym wejściem do kościoła? Ja nie, a tutaj każą sobie płacić, przynajmniej do tych bardziej znanych. Nie podoba mi się to.
      Pozdrawiam

      1. Natalio, jeśli chodzi o jedzenie, to na Sycylii zdarza mi się, że kiedy np kupuję owoce albo pomidory, to mi wkładają kilka popsutych… Niestety, wszędzie grasują nieuczciwi ludzie, nie ma na to siły. Z drugiej strony muszę powiedzieć, że jadąc na Sycylię (głównie myśląc o Palermo) zabezpieczyłam się na milion sposobów, jakieś wewnętrzne kieszonki w których nie mogłam się sama połapać it, rozglądałam się na boki ostrożnie, a potem z czasem zarzuciłam te środki bezpieczeństwa i chodziłam z portmonetką w plecaku, czyli tak jak się nie powinno. Oczywiście, to nic nie oznacza, poza tym, że miałam szczęście, ale wydaje mi sie, że tam jest po prostu normalnie – jak wszędzie. Oni mi sto razy więcej dali niż zabrali przez jakieś tam malutkie oszukaństwo, więc nie generalizuję – czy trafię na nieuczciwą osobę u nas czy tam, to odbieram to jako spotkanie z nieuczciwą osobą, niezależnie od pochodzenia…

        1. To prawda. Porównując Włochy i Polskę muszę przyznać, że mam lepsze doświadczenia z Italii. Kiedyś na Sycylii chciałam kupić limonkę, a dostałam za darmo. Moja znajoma, wówczas trzydziestoparoletnia, była z synem – wówczas dwunastoletnim – na Sycylii. Mieli niewiele pieniędzy i oszczędzali na wszystkim. Młody poszedł na stragan chcąc kupić jakiś owoc i wtedy Włoch zobaczył w jego portfelu zdjęcie mamy. Tak bardzo spodobała mu się, że zaproponował całego arbuza w zamian za fotkę 🙂 Młody okazał się obrotny i przehandlował zdjęcie. Inny przykład: dokładnie dziesięć lat temu byłam na Sycylii i wraz z kolegą Włochem pojechaliśmy na imprezę, taką pod gołym niebem w otoczeniu palm. Ku mojemu zdumieniu zostawił na stoliku portfel, kluczyki od samochodu oraz najnowszy model komórki i poszedł do kumpli. Gdy wrócił po ok. 20 minutach wszystko czekało na niego. Czy wyobrażasz sobie coś takiego w Polsce? Ja nadal zdejmuję i zabieram ze sobą panel od radia samochodowego, bo boję się o szybę.

      2. Druga sprawa – kwestia płatności: za wejście do kościoła nie, nie spotkałam się. Ale z drugiej strony (bo zawsze jest jakaś druga strona medalu;) – powiem Ci tak po cichutku, żeby oni nie usłyszeli: ja uważam, że Sycylijczycy POWINNI brać pieniądze za zwiedzanie wielu swoich skarbów, bo jest to ich dobro narodowe. Skoro na całym świecie za zwiedzanie się płaci, to oczywiście, bardzo miłe, że na Sycylii w tyle różnych miejsc można wejść za darmo albo za grosze, i zawsze radzę szybko to wykorzystać, jednak uważam, ze oni powinni się obudzić i zacząć na tym naprawdę zarabiać… Wiem, że nam się to nie spodoba, ale tak byłoby słusznie.

        1. Ależ ja mam podobne zdanie, nie oszczędzam na biletach wstępu, a na pewno nie próbuję „przemknąć się” bokiem. Gorszą mnie tylko opłaty za wstępy do kościołów, bo co jak co, ale kościół powinien być dostępny dla wszystkich. Jedynym odwiedzonym przez nas w ubiegłym roku zabytkiem na Sycylii, do którego nie pobierano opłat był zamek w Ennie.

          1. Natalio, ja nie jestem fanem zabytków, ale oczywiście, najważniejsze odwiedzam 🙂 Katedra w Monreale – tak, to kościół, ale dla mnie na miarę niemalże Wawelu (jeśli chodzi o wartość artystyczną) – wstęp gratis. Usiłuję sobie przypomnieć inne miejsca i mam pustą głowę, ale wiem że sporo tego było, lub też częściej wstęp za takie malutkie pieniążki, że aż głupio.
            Sycylijczycy się właśnie oburzają, bo podobno ustanowiono opłatę za wjazd na wyspę Stromboli (chyba 5 euro). A ja uważam, że słusznie! Sycylia, ten biedny rejon, ma wszystkie atuty w ręku żeby się wzbogacić! A przecież te wszystkie zabytki trzeba konserwować!

          2. Masz rację (katedra faktycznie za darmo, ale krużganki już 6 euro za osobę). Sycylia ma ogromny potencjał i z czasem zacznie to wykorzystywać, jestem pewna. Mam porównanie ze swoim pierwszym pobytem na wyspie w roku 2001, od tamtego czasu dużo się zmieniło pod kątem rozwoju infrastruktury turystycznej. A! Przypomniałam sobie jeszcze jedno miłe zdarzenie, o którym na północy Włoch raczej nie mogłoby być mowy. W 2008 roku byliśmy na Sycylii w ramach podróży poślubnej. Pani w kasie biletowej teatru w Taorminie zagadała nas, skąd jesteśmy. Gdy dowiedziała się, że to podróż poślubna powiedziała: „dziś jest promocja – dla nowożeńców za darmo”! Tym samym zaoszczędziliśmy 12 euro za wstęp 🙂

    2. Sorry ale nie uwazam ze rownie duze jak u nas,zyje tu 60 lat i poki co nigdy nikt mnie nie oszukal,natomiast we Wloszech trzykrotnie w czasie krotkiego wyjazdu,w sumie pierdoly ale niesmak pozostaje.Podobnie jest w Hiszpanii.

  2. Niestety, to zdarza się wszędzie… Ja również uważam się za „starą wyjadaczkę”, a 2 tygodnie temu w piekarni w Bari też sprzedawczyni chciała mnie oszukać – przy wydawaniu reszty. Na szczęście się zorientowałam, a sprzedająca nie była nawet zawstydzona, nawet nie udawała, że się pomyliła – jak gdyby oszukiwanie klientów to było coś najnormalniejszego na świecie. Chyba kupując coś „na głodniaka” faktycznie trzeba uważać podwójnie! :/
    Pozdrawiam i mam nadzieję, że to zdarzenie nie popsuje Wam wspomnień ze Sieny! 🙂

    1. Witaj MiL!
      Na pieniądze próbowano nas oszukać już wielokrotnie, również podczas tej wycieczki i też przy wydawaniu reszty. To faktycznie zdarza się wszędzie, na południu również, ale na jedzeniu wyrolowali nas po raz pierwszy. Niestety, ale na każdym kroku widać tutaj w Toskanii nastawienie na wyciąganie kasy z turystów. Spodziewałam się tego, ale rzeczywistość przerosła moje wyobrażenia.
      Pozdrawiam

  3. Toskania, przepiękna Lucca i pizzeria, której właścicielką jest M.in. Polka. Pizza w ludzkiej cenie, właścicielka przemiła, właściciel polewa wino. A potem rachunek – wszystko było wg menu, tylko tak zabrakło wysokości coperto. Nigdy wiecej tam nie poszliśmy, nikomu nie polecaliśmy, ale to świetny przykład jak zadomowieni w Toskanii rodacy nabiją nas w butelkę bardziej niź miejscowi. W tum roku znowu Lucca i znów będziemy omijać rodaczkę

    1. Krysiu, to bardzo przykre, szczególnie, że ta pani zapewne zdawałą sobie sprawę, iż nie wzięliście pod uwagę copero, szczególnie jeśli w menu nie było o tym mowy. Nie dziwię się Twojemu rozgoryczeniu, też bym drugi raz nie zajrzała do takiej kanajpy, a w dodatku ostrzegła czyteników.
      Pozdrawiam!

Dodaj komentarz

Twój adres email nie będzie publikowany. Pola obowiązkowe są oznaczone *

Close